W tym tygodniu pojawiły się u mnie dosyć skrajne klimaty muzycznie. Zacząłem od płyt DVD. Tak więc w odtwarzaczu znalazł się Sting i jego Live in Berlin, zagrany wspólnie z The Royal Philharmonic Concert Orchestra. Czyli następny artysta kolaboruje ze światem muzyki poważnej. Jest to dosyć nietypowe przedsięwzięcie, jednak bliskie estetyce Stinga. Pewne standardy się łamie, ale co tam, w 1999 roku Metallica bez najmniejszego problemu poradziła sobie z orkiestrą symfoniczną dyrygowaną przez Michaela Kamena - speca od muzyki filmowej. Sting tym bardziej sobie z tym wyzwaniem dał radę, a do tego świetnie się tego koncertu słucha, jak i ogląda. Jazz, rock i muzyka poważna potrafią się dogadać i podać sobie rękę.
Następna płyta w odtwarzaczu DVD to niezwykle energetyczny materiał z płyty Made in Stoke 24/7/11 koncertu promującego kolejne dokonania niejaka Slash'a kojarzącego się cały czas z (powiedzmy kultowym) Guns N' Roses. Wyśmienita zabawa, która trwa prawie dwie godziny. Tak więc mamy świetne hardrockowe granie, które jest ekscytujące i perfekcyjnie wykonane. No i nawet kawałki Gunsów brzmią nieźle, nawet bez Axela Rose.
***
Płyty CD leżą, po jednej na każdy dzień. Tak więc do odsłuchania czekają następujące albumy:
Paradise Lost - Host [1999]
Armia - Der Prozess [2009]
Walk on the Wild Side: The Best of Lou Reed [1977]
Wojciech Waglewski, Fisz i Emade - Męska muzyka [2008]
***
A na dobranoc lub dobry początek dnia Sting zagra Every Little Thing She Does Is Magic, a na dokładkę pojawi się Slash w utworze Paradise City - odgrzewany kotlet ale za to jak ;)...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz