środa, 30 stycznia 2013

Nieistniejące pomniki z przeszłości... Mogilno



Nieistniejący pruski pomnik poległych w Mogilnie (Kreis-Kriegerdenkmal für die Gefallenen der Einigungskriege 1864, 1866 und 1870/71). Takie pomniki wznoszono dla upamiętnienia oficerów i żołnierzy poległych na frontach kampanii wojennych prowadzonych przez Królestwo Prus. Rezultatem zwycięskich wojen z Danią (1864), Austrią (1866) i Francją (1870-1871) było zjednoczenie państw niemieckich i utworzenie II Rzeszy Niemieckiej. Nie znam dokładnie historii tego pomnika z Mogilna, ale mógł on zostać wzniesiony w 1903 roku. Ponad dwie dekady wcześniej, tj. 2 września 1880 roku w dziesiątą rocznicę bitwy pod Sedanem, w Bydgoszczy podobny monument odsłonił prezydent królewskiej regencji Anton von Wegnern. Z tego co udało mi się dotychczas ustalić to dosyć spory kawałek Polski był usłany tymi pomnikami. Właściwie każde polskie miasto, które znajdowało się pod zaborem pruskim, było "wyposażone" w tego rodzaju monument. Prawdopodobnie na początku lat dwudziestych XX wieku lub nawet wcześniej, po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, został on usunięty przez ówczesne mogileńskie władze lokalne.


Music non stop... Led Zeppelin

Ponad 44 lata temu powstały fundamenty, które scementowały podstawy współczesnej muzyki rockowej. Dokładnie 12 stycznia 1969 roku ukazał się debiutancki album Led Zeppelin, oznaczony rzymską cyfrą I. Według mnie najlepszy rockowy longplay wszech czasów. Na tym albumie nie brak pełnego ekspresji hard rockowego grania, pojawiają się też pewne motywy podobne do wczesnych dokonań również legendarnego Black Sabbath. Mamy tutaj do czynienia z zarówno klasycznym blues rockiem, jak i z wyraźnymi akcentami psychodelii oraz wyspiarskiego folku (czytaj brytyjskiego). A więc smaczków, które mnie cieszą i lubię oczywiście do nich powracać. Tak czy inaczej Led Zeppelin I jest niezwykłym klasykiem zasługującym na uwagę pewnie i za kolejne 44 lata. Materiał powstał niezwykle szybko, bowiem w ciągu 30 godzin studyjnych. Pomimo krótkich sesji mamy do czynienia z kamieniem milowym w historii muzyki. Gdyby nie ta płyta, świat i to nie tylko ten muzyczny wyglądałby dziś zupełnie inaczej. Dzięki takim osobom jak Robert Plant, Jimmy Page, John Bonham oraz John Paul Jones mamy szansę podziwiać prawdziwy przełom w muzyce.


Pierwszy utwór Good Times, Bad Times pokazuje to co w bluesie najlepsze, prosta perkusja, niekoniecznie rozbudowane główne linie melodyczne, ale za to świetnie wpadające w ucho. O klimatycznej solówce nie będę wspominał. Ballada Babe I'm Gonna Leave You wyśpiewana ekspresyjnym wokalem Roberta Planta porusza. W utworze You Shook Me wyraźnie słychać, że gitara zahacza o psychodelię, a pojawiające się organy Hammonda, za chwilę zastąpione przez harmonijkę ustną, wprowadzają w niezwykły klimat końca lat sześćdziesiątych XX wieku. Typowa psychodelia to Dazed And Confused, dźwięki nieco jęczącej gitary świetnie brzmią na tle charakterystycznego głosu Roberta Planta. Your Time Is Gonna Come to niezły popis na nieśmiertelnych organach Hammonda, w wykonaniu Jonesa, a do tego świetnie brzmiący Plant oraz mocna solówka Page'a. Instrumentalna wersja folkowej pieśni o tytule Blackwaterside, nieco łagodzi surowy klimat ale po nim nadchodzi hard rockowy akcent Communication Breakdown idealnie galopująca solówka i świetny wokal. Końcówka płyty jest już stonowana, pachnie jednostajnym blues rockowym graniem, z dodatkiem lekko wykręconej psychodelii. Sama przyjemność...

^^^


Słynne zdjęcie, które zostało wykorzystane na okładce płyty Led Zeppelin, przedstawiające katastrofę Hinderburga z 6 maja 1937 r., podczas pierwszego pokazowego transatlantyckiego lotu. Wydarzenie to było jednym z najdramatyczniejszych w historii lotnictwa. Mimo późniejszych zmian w budowie i napędzie, które wykluczały możliwość podobnej eksplozji, sterowce nigdy już nie odzyskały dawnej pozycji.

^^^

Tak więc cofnijmy się o 44 lata wstecz i posłuchajmy... 

Dazed And Confused

 


Good Times, Bad Times



Babe I'm Gonna Leave You








wtorek, 29 stycznia 2013

Zły kierunek

Coś w polityce trzeszczy i pewnie pęknie. Nie wiadomo jednak, w którym momencie. Od czasu wypowiedzi Tomka Terlikowskiego o rzekomo niekoniecznie dobrych czynach Jurka Owsiaka, poprzez debatę o wyroku sędziego, którego fizjonomia się nie podoba oraz szumu wokół związków partnerskich, jak i kontrowersji wokół jednoznacznej identyfikacji cech płciowych posła/posłanki Anny Grodzkiej, mam wrażenie, że inne problemy nie istnieją lub też nie obchodzą nikogo. Wychodzi na to, iż przestaliśmy chorować, wyszliśmy z bezrobocia i każdy ma do tego satysfakcjonującą pracą, nie wspominając o zadowalających dochodach.



Żeby zachować zdrowy rozsądek i nie popaść w jakiś terminalny stan chorobowy należałoby jednak ograniczyć kontakt z polityką. Szczególnie z telewizją i większością portali informacyjnych. Nie wiem czy należy moralizować i mówić, co jest ważniejsze w życiu człowieka. Warto jednak zastanowić się, w jakim kierunku zmierzają ludzie nadmiernie ekscytujący się tematami nie mającymi najmniejszego uzasadnienia w ich życiu. Nie mam zamiaru kopać się z koniem, bowiem do pewnych spraw należy po prostu dojrzeć.
Wczoraj kiedy przeczytałem w Newsweeku rozmowę z Andrzejem Morozowskim to uśmiałem się po pachy. Dziennikarze zamiast zainteresować się otaczającą ich materią, jaką jest tkanka społeczna, to przeglądają swoje życiorysy, a dokładniej rodziców i dziadków. Fobia szukania Żyda w czyimś życiorysie oraz rozwijająca się paranoja wokół katastrofy smoleńskiej stały się ważniejsze niż pochylenie się nad sytuacją ekonomiczną Polski, nie wspominając o przeciętnym obywatelu tego kraju, którego kieszeń jest coraz bardziej drenowana. Prawa burta naszego statku poważnie przechyliła się i płyniemy w złym kierunku... i powoli nabieramy wody zamiast wiatru w żagle.



^^^

Do pewnych melodii lubimy wracać, bez wątpienia klasyczny utwór Perfect Strangers grupy Deep Purple jest godny uwagi i przypomnienia jak brzmiał rock lat osiemdziesiątych...



Deep Purple w życiowej formie. Dynamicznie, melodyjnie i z wielkim wykopem. Gillan śpiewa znakomicie, a reszta równie wspaniale gra... można się rozpłynąć.

czwartek, 10 stycznia 2013

Nie masz prawa o tym mówić...

Zamknij się, nie masz racji. Nie masz prawa o tym mówić. W ogóle nie znasz się tym... Można tak wymieniać bez końca. Tak w skrócie wygląda kultura osobista polityka wypowiadającego się bez zastanowienia w sprawach, które są dla niego niewygodne, a także sporej grupy Polaków, która ulega dosyć dziwnym nastrojom, jakby wstydzili się własnego zdania. Niektórzy mówią, po co gębę otwierać, nie ma to przecież sensu
^
O wyroku w sprawie słynnego doktora G., który został słusznie ukarany, a także o dziwnych akcjach CBA, przekraczających standardy działania tego rodzaju służb, pewnie wszyscy zorientowani już wiedzą. Oczywiście postać sędziego Igora Tuleyi też jest rozpoznawalna. Trzeba przyznać, że sędzia Tuleya miał sporo odwagi odpowiedzialności cywilnej, by zwrócić uwagę na to, że w demokratycznym państwie prawa łamie się obowiązujące normy. Po ogłoszeniu wyroku odezwała się grupa ludzi, która zamierzała go uciszyć, twierdząc, że ten człowiek nie wie co mówi, no i oczywiście nie zna się na niczym. Na szczęście skompromitowali się wypowiadając się w tej sprawie, może nie w oczach wszystkich, ale w moich na pewno.
^

^
Odniosłem wrażenie, że wypowiedzi Gowina, Ziobry czy Kurskiego jakie mogliśmy usłyszeć, nie mówiąc o innych przedstawicielach politycznego establishmentu miały udowodnić to, że stalinowskie metody były niegodziwe, ponieważ służyły władzy komunistycznej, zniewalającej naród polski w interesie reżimu nałożonego przez sowietów, podczas gdy podobne metody przesłuchań w rękach służb specjalnych niepodległej Polski są godziwe, bowiem służą interesowi społecznemu oraz narodowym celom. Politycy wyrazili się jasno* i powiedzieli nam, że niedopuszczalne jest porównywanie metod śledczych stosowanych w różnych ustrojach, takich jak socjalizm czy demokracja. Cóż sędzia Tuleya przekroczył ten próg i powiedział prawdę...
Takie zachowanie polityków, a także pewnej grupy dziennikarzy to rozmywanie odpowiedzialności i trywializowanie niezwykle ważnych dla każdego z nas spraw, w szczególności wolności. Niestety, brutalizując to co chcieli nam przekazać politycy jest jasne – obywatelu morda w kubeł, nie wychylaj się, bo i tak się nie liczysz. Cokolwiek by nie powiedzieć, to dzięki tej sprawie i rozdymanej do granic możliwości aferze wokół sędziego Tuleyi, przynajmniej poznaliśmy kulisy działania naszego państwa.

* oczywiście jasno dla siebie, a niedorzecznie dla nas. 

^
Mam nadzieję, że takie sprawy będą częściej pojawiały się w mediach. Już prawie ćwierć wieku żyjemy w demokratyczny państwie, a dopiero teraz uczymy się, co to jest sprawiedliwość oraz normy w traktowaniu i postępowaniu z drugim człowiekiem…
^

Początek roku i dobre wieści, David Bowie wraca po prawie dekadzie milczenia. Trzymam kciuki... nowy utwór Where Are We Now prosty i spokojny, ale za to wspaniały powrót.



sobota, 5 stycznia 2013

Music Non Stop... Siekiera

Początek roku, trzeba czymś grzmotnąć... czemu nie Siekierą. Zimno... bo zima, a potrzeba rozgrzania się jest jak najbardziej konieczna i wymagana. Siekiera... każdy wie do czego służy. No chyba, że koneserzy horroru pozamykani w swoich katakumbach, kojarzą ten przyrząd z mniej lub bardziej krwawymi wizjami autorów filmów, czy też wymyślnych gier komputerowych. Żeby rozwiać wątpliwości, to jest oczywiste, że w dzisiejszych czasach siekiera (zazwyczaj) służy do rąbania drzewa. Polska scena muzyczna lat 80-tych XX wieku miała Siekierę, która narąbała trochę drzewa... tego muzycznego.
^^^
Siekiera to zespół trudny do sklasyfikowania, bowiem nie można tej grupy wrzucić ot tak do szufladki punkrocka, czy też nowej fali. Płyt też za wiele nie wydali, choć cztery, powiedzmy oficjalne, albumy w prawie już trzydziestoletniej karierze z pewnymi przerwami to może wydawać się, że to trochę mało. Przecież Kult, T. Love, Republika, Lady Pank wydali więcej. Nic złudnego jak ilość wydanych albumów, chociaż na poziomie. Czasem płodność, ta artystyczna oczywiście, niekoniecznie dobrze wpływa na fakt bycia legendą, bowiem nawet genialne zespoły powszednieją. Siekiera jest znakiem czasu, w pewnym sense jest też kotwicą o którą śmiało można zahaczyć idee wolności, zarówno słowa, jak i społecznej - a niekoniecznie politycznej, jak co niektórym się wydaje.

(źródło - www.siekiera.serpent.pl)

Tomasz "Dzwon" Adamski przy okazji wydania albumu Na Wszystkich Frontach Świata w 2008 roku, kompilacji na której znajdują się nagrania z dem i koncertów, a także jedynego oficjalnego wydawnictwa tzw. starej Siekiery, powiedział, że punkowa Siekiera nie utożsamiała się z żadnymi lewicowymi ani prawicowymi ekstremizmami. Była po prostu zabójczym żartem, sado-masochityczno-apokaliptycznym teatrem absurdu. Te słowa doskonale obrazują muzykę, a w szczególności tekst, który nadal jest aktualny, pomimo kilku dekad jakie minęły od pierwszych nagrań Siekiery.

Okładka z magazynu Non Stop nr 9/1984; fotkę opatrzono komentarzem: 
"Wokalista grupy SIEKIERA na scenie w Jarocinie. Szczęśliwie, zamiast tasaka dzierży w dłoni mikrofon"
(źródło - www.siekiera.serpent.pl - autor zdjęcia nieznany)

Wracając jeszcze do starej Siekiery to należy, jak najbardziej, wspomnieć o Tomku Budzyńskim, bez którego pewnie nie byłoby tego zespołu i kolejnych jego płyt. Szkoda, że Budzy odszedł z tej grupy jeszcze przed wydaniem pierwszego albumu, ale Adamski z pozostałymi członkami zespołu doskonale pokierował losami Siekiery. O wielu grupach z tamtego okresu niestety zapomniano, choć są i tacy, jak powracająca z nowym (starym) albumem również kultowa TZN Xenna, jednak Siekiera pozostaje w pamięci... choć skojarzeniowo brzmi to nieco makabrycznie... ale cokolwiek mówiąc dobrze, że nie w głowie.



Nie ma co, jest to kolejny kamień milowy w naszej polskiej muzyce, a kolejna reedycja albumu Nowa Aleksandria z 1986 roku potwierdza ponadczasowość tej grupy. Tak więc warto czasem sięgnąć po Siekierę...


^^^
Jak to jeden mądry powiedział, nie tylko Siekierą człowiek żyje, na półce obok odtwarzacza od kilku dni dominuje też Audioslave i ich debiutancki album z 2002 roku oraz album grupy The Clash z 1982 roku Combat Rock. Jeszcze do tego dołączył koncert bez prądu ekipy spod znaku Hey, a jak kto woli po amerykańsku Unplugged...
^
Audioslave - Like a Stone...

^
The Clash - Rock the Casbah...




^
Hey - Teksański...