Powiem tak, my to mamy (nie)szczęście... Polska i Świat żyje wpadką Prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Popełnił on lapsus, jakich mało, bowiem podczas wręczania Prezydenckiego Medalu Wolności, honorując pośmiertnie bohatera polskiego podziemia Jana Karskiego, powiedział, iż kurier podziemia AK „został przeszmuglowany do Getta Warszawskiego i polskiego obozu śmierci”… wiadomo chodziło nazistowski. Jednym słowem wtopa jakich mało i zgodzę z komentarzem amerykanisty Zbigniewa Lewickiego, że „Prezydent wielkiego mocarstwa dał nam w twarz”, oczywiście metaforycznie. Jakkolwiek mówiąc, słowa niefortunnie wypowiedziane przez Prezydenta Obamę w pewien sposób obrazują zbiorową świadomość i wiedzę amerykanów na temat holokaustu, nie wspominając o nazistowskich obozach koncentracyjnych. Pomimo tej wpadki nie należy popadać w jakieś paranoidalne i skrajne klimaty, jakimi zaczęto nas częstować, które podkreślają jedynie „zaściankowość” pewnych polityków i komentujących dziennikarzy. Nie mam zamiaru nikomu słodzić, ani pouczać, ale ci co tak teraz w wielkim oburzeniu krzyczą, niech pomyślą nad tym co sami wygłaszają i czy nie idą za daleko ze swoimi sądami. Doza zrozumienia i wyważone słowa z naszej strony, a przeprosiny z drugiej powinny wystarczyć… Łatwo przekroczyć pewne granice i zepsuć stosunki. Natomiast laureat pokojowej nagrody Nobla powinien orientować się chociaż trochę w temacie...
##
Tak na przekór Prezydentowi Barackowi dedykuję niegdyś kultowy utwór z drugiego album polskiego zespołu rockowego Piersi wydanego w 1993 roku – My już są amerykany... przecież nikt nie chce być złośliwy a atmosferę trzeba jakoś rozładować.
Mój blog traktuję jako płaszczyznę komentowania otaczającej mnie rzeczywistości, a także jako pewną formę eksperymentu, zabawy oraz pamiętnika. Można tutaj poczytać o tym co mnie interesuje, inspiruje i irytuje. Zapraszam.
środa, 30 maja 2012
sobota, 26 maja 2012
Sportowo...
Emocje sportowe coraz większe i o to właśnie chodzi. Dzisiejszy mecz polskiej reprezentacji ze słowacką drużyną pokazał nam, na co naszą ekipę stać. Ogólnie rzecz mówiąc, można dojść do wniosku, że chłopaki sobie pograją podczas EURO. Oby jak najdłużej i żeby znaleźli się jak najbliżej finału. Tyle o sporcie... prawdziwym. Niestety w ostatnich tygodniach piłka nożna kojarzy mi się ze zblazowanymi twarzami Grzegorza Lato i Jana Tomaszewskiego, którzy robią sobie permanentne jaja, obrażając każdego, kto im się nawinie. Zapomnieli, że tym postępowaniem zniżają się zachowań kiboli lejących się po ciemnych ulicach miast, a do tego demolujących stadiony. Tym panom ja dziękuję i należy zmienić twarz polskiego sportu. Sądzę, że to ostatnie lato pana Grzegorza, a w tym upale Tomaszewski i tak się dawno spalił...
***
The Final Countdown grupy Europe dedykuję każdemu, kto lubi się dobrze bawić...
***
The Final Countdown grupy Europe dedykuję każdemu, kto lubi się dobrze bawić...
Lokalizacja:
Polska
czwartek, 10 maja 2012
Jak upadł Berlin w 1945 roku
Dwa dni temu 8 maja minęła 67 rocznica końca II wojny światowej. Pomimo tego, iż minęło tyle lat, to warto wrócić do tamtych dni, chociaż na chwilę i dowiedzieć się jak to faktycznie wtedy było. Książka Berlin 1945. Upadek Antony Beevor’a – brytyjskiego historyka, jest chyba jedną z najlepszych publikacji na temat ostatnich miesięcy istnienia III Rzeszy i zakończenia II wojny światowej w Europie. Pozycja ta rozpoczyna się od styczniowej ofensywy wojsk radzieckich i kończy się w chwili upadku Berlina. Autor tej książki opowiada o zatwardziałym fanatyzmie i odwadze, niesamowitemu poświęceniu i okrutnej zemście. Pozycja ta została skrytykowana przez rosyjskich historyków, którzy stwierdzili, że książka ta jest kłamstwem i opisuje radzieckich żołnierzy jako zdziczałe azjatyckie hordy. Beevor chciał żeby rosyjscy historycy podeszli bardziej obiektywnie do materiałów, które znajdują się w ich archiwach i zrewidowali mit heroicznej Armii Czerwonej, wyzwalającej wschodnią część Europy w 1945 roku.
***
Dzięki tej książce mamy okazję poznać drogę marszu zwycięskiej Armii Czerwonej, która spłynęła krwią nie tylko żołnierzy, ale i napotkanej przez nią ludności cywilnej. Los żołnierza, czy cywila niewiele znaczył zarówno dla Stalina podejmującego strategiczne decyzje w Moskwie i Hitlera zamkniętego w bunkrze przy Wilhelmstraße 77. Opis wydarzeń z bunkra Führera zapada w pamięci. Hitler, który był kompletnie oderwany od rzeczywistości, wydawał nieskoordynowane rozkazy, skazując ludność cywilną i resztę armii na pewną śmierć. Chciał on umrzeć razem z Berlinem i tak się stało, 30 kwietnia 1945 roku, w leju po bombie przy bunkrze popełnił samobójstwo.
***
Beevor koncentruje się również na wyjaśnieniu motywów Józefa Stalina, który był gotowy poświęcić każdą liczbę żołnierzy, by zdobyć Berlin przed aliantami zachodnimi. Stalin panicznie bał się postępów armii amerykańskiej, wietrząc spisek w każdym jej ruchu. Paranoicznie podchodził również do własnych żołnierzy wykorzystując agentów Smierszy do ścigania „szpiegów” i „wrogów ludu” siejących defetyzm. Generałowie radzieccy tracili tysiące żołnierzy i sprzętu w rywalizacji o to, który z nich pierwszy dotrze do Berlina żeby zatknąć czerwoną flagę na budynku Reichstagu.
***
Książka ta odsłania wstrząsające opisy zbrodni, morderstw i gwałtów, dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej na ludności cywilnej. Mamy również okazję poznać elementy wewnętrznej walki o wpływy w otoczeniu Adolfa Hitlera o to, kto po jego śmierci przejmie władzę. Tak, więc jesteśmy świadkami dekadenckiego końca Berlina, totalnego upadku moralnego żołnierza i okrutnego oblicza wojny, która nie oszczędzała wtedy nikogo.
***
Warto sięgnąć po książkę, w której autor wykorzystał wiele niepublikowanych dotąd relacji świadków oraz dokumentów udostępnionych przez różne archiwa.
Antony Beevor
Berlin 1945. Upadek
Rok wydania: 2009
Wydawnictwo: Znak
***
Dzięki tej książce mamy okazję poznać drogę marszu zwycięskiej Armii Czerwonej, która spłynęła krwią nie tylko żołnierzy, ale i napotkanej przez nią ludności cywilnej. Los żołnierza, czy cywila niewiele znaczył zarówno dla Stalina podejmującego strategiczne decyzje w Moskwie i Hitlera zamkniętego w bunkrze przy Wilhelmstraße 77. Opis wydarzeń z bunkra Führera zapada w pamięci. Hitler, który był kompletnie oderwany od rzeczywistości, wydawał nieskoordynowane rozkazy, skazując ludność cywilną i resztę armii na pewną śmierć. Chciał on umrzeć razem z Berlinem i tak się stało, 30 kwietnia 1945 roku, w leju po bombie przy bunkrze popełnił samobójstwo.
***
Beevor koncentruje się również na wyjaśnieniu motywów Józefa Stalina, który był gotowy poświęcić każdą liczbę żołnierzy, by zdobyć Berlin przed aliantami zachodnimi. Stalin panicznie bał się postępów armii amerykańskiej, wietrząc spisek w każdym jej ruchu. Paranoicznie podchodził również do własnych żołnierzy wykorzystując agentów Smierszy do ścigania „szpiegów” i „wrogów ludu” siejących defetyzm. Generałowie radzieccy tracili tysiące żołnierzy i sprzętu w rywalizacji o to, który z nich pierwszy dotrze do Berlina żeby zatknąć czerwoną flagę na budynku Reichstagu.
***
Książka ta odsłania wstrząsające opisy zbrodni, morderstw i gwałtów, dokonywanych przez żołnierzy Armii Czerwonej na ludności cywilnej. Mamy również okazję poznać elementy wewnętrznej walki o wpływy w otoczeniu Adolfa Hitlera o to, kto po jego śmierci przejmie władzę. Tak, więc jesteśmy świadkami dekadenckiego końca Berlina, totalnego upadku moralnego żołnierza i okrutnego oblicza wojny, która nie oszczędzała wtedy nikogo.
***
Warto sięgnąć po książkę, w której autor wykorzystał wiele niepublikowanych dotąd relacji świadków oraz dokumentów udostępnionych przez różne archiwa.
Antony Beevor
Berlin 1945. Upadek
Rok wydania: 2009
Wydawnictwo: Znak
EU(RO)FORIA czy (EURO)BOJKOT czyli od przeboju do rozboju
EURO 2012 impreza, która z założenia jest stricte sportową, przeistoczyła się w niezrozumiałą wojnę. Sacrum, pojmowane jako przejaw ducha sportowego współzawodnictwa, zostało wypchnięte przez histeryczne pokrzykiwania oburzonych polityków, nie mówiąc o kibicach. Cokolwiek nie jest związane bezpośrednio z piłką nożną to w tym przypadku należy wspomnieć o sukcesie "Jarzębiny", zespołu folklorystycznego, który podzielił gusta Polaków skocznym utworem "Koko Euro spoko". Okazało się, że część Polaków głosując na „Koko Euro spoko” pokazała, jak wygląda ich poczucie humoru. Pozostali rwą włosy z głowy i biadolą nad tym wyborem, że to obciach i kompletna wiocha. Socjologowie już zaczęli przeprowadzać badania na ten temat, a dziennikarze rozpisują się o rozchwianych gustach Polaków. W tym momencie spytam się złośliwie, która z dziesięciu zaprezentowanych propozycji "potencjalnych przebojów" wybranych przez widzów była lepsza? Nad czy się zastanawiać, co tam, przynajmniej mamy utwór, który promuje w Europie polski folklor i kulturę. Ponadto jest to przynajmniej piosenka stadionowa, a nie jakaś tam poezja śpiewana. Ale wychodzi no to, że wstydzimy się naszego plebejskiego ducha narodowego, jakbyśmy byli jakimiś "paniskami", czy też o mało co szlachtą nie wiadomo jakich lotów. Nie pieńmy się i traktujmy to z przymrużeniem oka bo nie ma czego się wstydzić.
***
Prawa strona sceny politycznej, czyli grupa Jarosława Kaczyńskiego (a tak właściwie on sam) – najbardziej prawdziwego i polskiego Polaka, chce bojkotu EURO 2012. Fakt ten uzasadnia sytuacją jednej pani – byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko, skazanej na karę więzienia, dodam, że za przekręty, o których mało kto mówi. Jarosław zapomniał, że sam nie tak dawno temu z kolegą Zbigniewem Ziobro, też chciał część polskiej sceny politycznej umieścić za kratkami. Ale wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli komuś zależy na pogłębianiu przepaści z państwami zza wschodniej granicy Polski to nic na to nie poradzę. Ukraina ewoluuje i jest teraz w kluczowym momencie przed wyborami i politycy pokroju Jarka powinni naciskać na reformy i demokratyzację tego kraju, a nie tylko gadać o bojkocie mistrzostw, które z założenia nie mają nic wspólnego z relacjami Polski, Unii Europejskiej i Ukrainy. Okazuje się, że jednak EURO 2012 to dobre narzędzie do robienia polityki. Niestety wykorzystywanie sportu do osiągania celów politycznych nigdy nikomu za dobrze nie wychodziło, zarówno sportowcom, jak i politykom. Jarosław Kaczyński wychodzi z założenia, że sport jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.*
***
Do tej zadymy wokół EURO 2012 dołączył się również Jan Tomaszewski – niegdyś członek reprezentacji Polski, krytycznie odniósł się do składu kadry narodowej, która zagra na EURO. Jego stwierdzenie, że "w reprezentacji, w koszulce z białym orłem grali jeden Francuz i dwóch Niemców, którzy grali już dla Francji i dla Niemiec" i "odbierają naszym, prawdziwym Polakom" miejsce w reprezentacji jest postawą rasistowską i objawem chamstwa. Wspomnę jeszcze, że Tomaszewski powiedział też, że nie będzie kibicował polskim piłkarzom na Euro 2012. Tego nie warto komentować, ale powiem, że za czasów nieżyjącego już Kazimierza Górskiego był on gwiazdą polskiego futbolu, ale zmienił trenera i to niestety widać.
***
Jakkolwiek mówiąc piłka jest w grze... a my Polacy się kopiemy.
*Carl von Clausewitz, teoretyk wojny powiedział, że "Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”.
***
Na zakończenie i na przekór wszystkim posłuchamy sobie Koko Euro spoko, jak ma być wesoło to jest...
***
Prawa strona sceny politycznej, czyli grupa Jarosława Kaczyńskiego (a tak właściwie on sam) – najbardziej prawdziwego i polskiego Polaka, chce bojkotu EURO 2012. Fakt ten uzasadnia sytuacją jednej pani – byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko, skazanej na karę więzienia, dodam, że za przekręty, o których mało kto mówi. Jarosław zapomniał, że sam nie tak dawno temu z kolegą Zbigniewem Ziobro, też chciał część polskiej sceny politycznej umieścić za kratkami. Ale wiadomo punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli komuś zależy na pogłębianiu przepaści z państwami zza wschodniej granicy Polski to nic na to nie poradzę. Ukraina ewoluuje i jest teraz w kluczowym momencie przed wyborami i politycy pokroju Jarka powinni naciskać na reformy i demokratyzację tego kraju, a nie tylko gadać o bojkocie mistrzostw, które z założenia nie mają nic wspólnego z relacjami Polski, Unii Europejskiej i Ukrainy. Okazuje się, że jednak EURO 2012 to dobre narzędzie do robienia polityki. Niestety wykorzystywanie sportu do osiągania celów politycznych nigdy nikomu za dobrze nie wychodziło, zarówno sportowcom, jak i politykom. Jarosław Kaczyński wychodzi z założenia, że sport jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami.*
***
Do tej zadymy wokół EURO 2012 dołączył się również Jan Tomaszewski – niegdyś członek reprezentacji Polski, krytycznie odniósł się do składu kadry narodowej, która zagra na EURO. Jego stwierdzenie, że "w reprezentacji, w koszulce z białym orłem grali jeden Francuz i dwóch Niemców, którzy grali już dla Francji i dla Niemiec" i "odbierają naszym, prawdziwym Polakom" miejsce w reprezentacji jest postawą rasistowską i objawem chamstwa. Wspomnę jeszcze, że Tomaszewski powiedział też, że nie będzie kibicował polskim piłkarzom na Euro 2012. Tego nie warto komentować, ale powiem, że za czasów nieżyjącego już Kazimierza Górskiego był on gwiazdą polskiego futbolu, ale zmienił trenera i to niestety widać.
***
Jakkolwiek mówiąc piłka jest w grze... a my Polacy się kopiemy.
*Carl von Clausewitz, teoretyk wojny powiedział, że "Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami”.
***
Na zakończenie i na przekór wszystkim posłuchamy sobie Koko Euro spoko, jak ma być wesoło to jest...
niedziela, 6 maja 2012
Początek. Zanim powstał obóz w Gusen
Jak wcześniej zapowiedziałem temat obozu koncentracyjnego w Gusen wraca ale w nieco innym kontekście. Udało mi się dotrzeć do publikacji z 2007 roku autorstwa Rudolfa A. Haunschmieda, Jana-Ruth Mills'a oraz Siegi Witzany-Durda pod tytułem St. Georgen-Gusen-Mauthausen. Concentration Camp Mauthausen Reconsidered. Niestety nie została ona jeszcze przetłumaczona na język polski, ale kto wie może pewnego dnia ukaże się na naszym rynku księgarskim. Dla zainteresowych podpowiem, iż fragmenty tej pracy są dostępne jako Google-Book St. Georgen-Gusen-Mauthausen (link).
Autorzy tej książki w pierwszych rozdziałach starają się przedstawić uwarunkowania lokalne, a także nastroje społeczne mieszkańców St. Georgen, Gusen, Mauthausen i Lagenstein oraz politykę III Rzeszy (m.in. Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych SS), dotyczącą lokalizacji kompleksu obozowego Mauthausen-Gusen.
Istotnym faktem jest to, iż autorom udało się w szczegółowy sposób opisać sytuację polityczną w Górnej Austrii w latach 20-tych i 30-tych XX wieku, czyli okresie w którym kiełkował nazizm. Zobrazowali oni nastroje i stopień poparcia idei nazistowskich przez Austriaków, a także przedstawili tabele z wynikami wyborów do parlamentu oraz władz lokalnych w latach 1923-1930. Interesujące jest to, że wyniki z przeprowadzonych wyborów wskazują dosyć niskie poparcie dla nazistów w St. Georgen oraz Lagenstein – około 6%. W tym czasie w Wiedniu naziści mieli około 10% poparcie. Autorzy powołując się na sytuacje polityczną w Górnej Austrii po Anschlussie i nastroje społeczne nieprzychylne partii nazistowskiej obalają tezę o rzekomym nagradzaniu społeczności lokalnej poprzez umiejscawianie na tym terenie obozów koncentracyjnych w Mauthausen i Gusen. Daje to nowe światło na sytuację społeczną ówczesnej Austrii.
Przyłączenie Austrii do Wielkich Niemiec, które zostało poparte w referendum z 1938 roku przez 99.73% Austriaków należy ponownie zrewidować, patrząc na upływ czasu wydawałoby się, że jest to niemożliwe. Jakkolwiek mówiąc, wcześniej bo w 1934 roku, Adolfowi Hitlerowi zaraz po objęciu władzy w Niemczech nie udała się pierwsza próba Anschlussu. Sądzę, iż świadczyło to o dużej jeszcze autonomii tego kraju. Niestety po czterech latach, 12 marca 1938 roku, Wehrmacht wkroczył do Austrii, gdzie następnego dnia ogłoszono podpisaną przez Hitlera ustawę, na mocy której włączono Austrię do Wielkiej Rzeszy jako Marchię Wschodnią. Sądzę, iż wniosek jest prosty - referendum zostało sfałszowane.
Istota jest również pozycja Kościoła katolickiego na tych terenach. W książce przytoczona jest postać urodzonego w Górnej Austrii biskupa Linzu Johannesa Marii Gfoellner`a, który odmówił podpisania konkordatu pomiędzy austriackim Kościołem katolickim, a państwem nazistowskim. Żeby zobrazować tragizm czasów przedwojnia spomniana jest również szokująca dla austriackiego Kościoła postawa arcybiskupa Wiednia kardynała Theodora Innitzer`a, który współpracował z nazistami. 14 marca 1938 roku kardynał Innitzer w hotelu Imperial w Wiedniu wraz z innymi biskupami podpisał deklarację popierającą Anschluss Austrii. Tekst deklaracji Innitzera brzmiał mniej więcej tak:
Wielce szanowny Panie Gauleiterze!
Przesyłam załączone oświadczenie. Przekona ono Pana, że my, biskupi dobrowolnie i bez przymusu wypełniliśmy swój narodowy obowiązek. Wiem, że z oświadczenia tego wyniknie dobra współpraca.
Łączę wyrazy głębokiego poważania i Heil Hitler!
Kardynał Theodor Innitzer *
W kwietniu 1938 roku, żeby uczcić urodziny Adolfa Hitlera, Innitzer zarządził żeby we wszystkich austriackich kościołach wywiesić flagę ze swastyką oraz bić w dzwony i modlić się za Hitlera. Myślę, iż ta sytuacja świadczyła o naiwności i ślepej wierze w słowa Hitlera.
Przestawione fakty oddają w pewnym sensie kontekst społeczno-polityczny, nie wspominając o ówczesnych sprawach społeczności lokalnych.
Dla zrozumienia powstania obozów koncentracyjnych w Mauthausen i Gusen dodam, iż istotne dla nazistów było również to, iż ulokowanie i funkcjonowanie obozów w tych miejscowościach miało uzasadnienie ekonomiczne, z uwagi na bliskość zakładów przemysłu zbrojeniowego - o których wcześniej pisałem.
***
To co przedstawiłem jest tzw. „pigułką wiedzy” ale i układanką, którą pewnie z czasem da się rozszerzyć i uzupełnić, co pozwoli obiektywnie przeanalizować i odpowiedzieć sobie na pytanie - jak rzeczywiście było w tamtych czasach? Z drugiej strony jest to też sygnał tego, że wydarzenia z dnia 1 września 1939 roku były nieuniknione... W kolejnych wpisach postaram się opisać inne ciekawe wątki z tej książki.
***
Zachęcam do posłuchania niezwykłego (i długiego) utworu zatytułowanego Toczy się koło historii autorstwa Józefa Skrzeka, o ile pamiętam z 1979 roku, przy którym można się rozpłynąć...
* źródło: https://forum.ioh.pl/viewtopic.php?p=177831
czwartek, 3 maja 2012
Music non stop
Trochę się opuściłem w temacie muzycznych nowości, ale udało mi się zdobyć arcyciekawy i niezwykle klimatyczny album zatytułowany Not the weapon but the hand Steve Hogartha oraz Richarda Barbieriego. Album został wydany w lutym tego roku i według mnie już można go zaliczyć do (mojego) kanonu muzyki progresywnej. Może przesadzam, ale w tej chwili płyta ta leży najbliżej odtwarzacza i często w nim ląduje. Powiem krótko - genialne granie, sama przyjemność. Dla niewtajemniczonych na początek polecam utwór A Cat With Seven Souls oddający chyba najlepiej klimat tego albumu. Wielka radość dla mnie ponieważ niczym déjà vu usłyszałem znajome dźwięki z płyt Marillion, czy też Porcupine Tree... Płyta ta idealna jest na wieczór. Muzyka minimalistyczna a śpiew jest bardzo delikatny, czasem przyjmuje formę melorecytacji przynoszącej niesamowity efekt. Nie każdy lubi nudzenie i senne granie, jednak barwa głosu Hogartha jest stworzona do tego rodzaju muzyki. Polecam, sądzę, że najbardziej oporni wymiękną...
Dla przypomnienia Steve Hogarth zastąpił w Marillion charyzmatycznego szkockiego wokalistę Fisha, który w 1988 roku upuścił grupę i rozpoczął karierę solową. Natomiast Richard Barbieri to klawiszowiec znany z grup Japan i Porcupine Tree.
***
Ostatnio z przyjemnością wróciłem do dwóch albumów rozwiązanej w 2011 roku amerykańskiej grupy R.E.M. Document z 1987 roku oraz Accelerate wydanego 21 lat później. Szkoda, że panowie z R.E.M. zakończyli karierę ale przynajmniej pozostawili ciekawy dorobek, który bez wątpienia zainspiruje nie jednego i za sto lat. Muzycy z R.E.M. potwierdzili fakt, iż amerykanie też potrafią grać i nie mają się czego wstydzić, o czym świadczy utwór Finest Worksong z albumu Document. Autorzy tekstu utworu Finest Worksong w przewrotny sposób zachęcają słuchacza do zmian... A oto pierwsza zwrotka:
The time to rise has been engaged
You're better best to rearrange
I'm talking here to me alone
I listen to the finest worksong
Your finest hour
Your finest hour...
Ustalono odpowiedni czas, żeby powstać
Dobrze będzie, a najlepiej jeśli dokonasz zmian
Mówię to tutaj sam do siebie
Słucham najlepszej piosenki roboczej
Twój najlepszy czas
Twój najlepszy czas...
środa, 2 maja 2012
Majówka
Im cieplej, tym dalej od komputera i innych urządzeń technicznych. Na szczęście odkurzyłem klawiaturę i wróciłem do wirtualnego świata. Początek maja to czas uniesień patriotycznych, a także zapachu grillowanej kiełbaski i innych przysmaków z ognia. Nie wspominając o szumie lejącego się do trzewi piwa. Można powiedzieć, że jest wspaniale.
***
I wszystko byłby w porządku gdyby nie wydarzenia i cała ta histeria związana z Euro 2012. Nie jestem przeciwny temu wydarzeniu, jednak proszę o więcej umiaru. Jesteśmy świadkami zbrodni dokonanej przez pijarowców i marketingowców. Komercja przeobraziła patriotyzm i stworzyła podwalinę pod "przemysł patriotyczny", który jest skoncentrowany wokół piłki nożnej. Tak więc czapki, banery, szaliki, kubki i wszelkiej maści gadżety zostały oblepione na biało-czerwono, z orłem w tle. Przez tę gadżetomanię można odnieść wrażenie, że oglądanie meczu i kibicowanie polskiej drużynie jest jedynym wyznacznikiem patriotyzmu. Dodam, że kompania piwowarska sponsoruje śpiewanie hymnu narodowego. W szkołach pewnie zapomniano o nauce Mazurka Dąbrowskiego... tak więc spece od piwa zajęli się tym tematem. Pewnie ktoś wyszedł z założenia, iż przy piwie lepiej się śpiewa. Oto mamy patriotyzm w pełnej krasie. Z tego można wywnioskować, że bez alkoholu nie może się odbyć impreza sportowa, nie wspominając o podkreśleniu swojej tożsamości narodowej... taki narodowy surrealizm.
***
Z drugiej strony władze państwowe, na mocy ustawy, musiały zmusić Polski Związek Piłki Nożnej do tego żeby symbol narodowy znalazł się koszulkach. Na zaprezentowanych w ubiegłym roku strojach, w których Polska drużyna miała wystąpić podczas Euro 2012, znalazły się logo PZPN oraz producenta. W tym wszystkim zabrakło tradycyjnej naszywki z orzełkiem. Oburzenie wśród kibiców, sportowców a nawet polityków odniosło skutek i ostatecznie orzełek wrócił na reprezentacyjne stroje.
***
Reasumując my jako naród żyjemy w schizofrenii, bowiem symbole narodowe są na naszych oczach zniekształcane i przetwarzane na produkty z pchlego targu, nie mówiąc o tym, że trzeba co niektórych zmuszać do tego by reprezentacja narodowa nosiła barwy narodowe. To woła o pomstę do nieba. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć i tyle. Życzę sobie i wam wszystkim tego, żeby flaga i hymn towarzyszyły nam Polakom, nie tylko od święta ale na co dzień i w nieco poważniejszym wymiarze. Jakkolwiek mówiąc nie odmawiajcie sobie piwa i kiełbasek, jak świętować to świętować...
***
Warto odświeżyć sobie utwór Nie Pytaj O Polskę Obywatela G. C. i odpowiedzieć sobie na kilka pytań zadanych przez autora tego przeboju z 1988 roku.
***
I wszystko byłby w porządku gdyby nie wydarzenia i cała ta histeria związana z Euro 2012. Nie jestem przeciwny temu wydarzeniu, jednak proszę o więcej umiaru. Jesteśmy świadkami zbrodni dokonanej przez pijarowców i marketingowców. Komercja przeobraziła patriotyzm i stworzyła podwalinę pod "przemysł patriotyczny", który jest skoncentrowany wokół piłki nożnej. Tak więc czapki, banery, szaliki, kubki i wszelkiej maści gadżety zostały oblepione na biało-czerwono, z orłem w tle. Przez tę gadżetomanię można odnieść wrażenie, że oglądanie meczu i kibicowanie polskiej drużynie jest jedynym wyznacznikiem patriotyzmu. Dodam, że kompania piwowarska sponsoruje śpiewanie hymnu narodowego. W szkołach pewnie zapomniano o nauce Mazurka Dąbrowskiego... tak więc spece od piwa zajęli się tym tematem. Pewnie ktoś wyszedł z założenia, iż przy piwie lepiej się śpiewa. Oto mamy patriotyzm w pełnej krasie. Z tego można wywnioskować, że bez alkoholu nie może się odbyć impreza sportowa, nie wspominając o podkreśleniu swojej tożsamości narodowej... taki narodowy surrealizm.
***
Z drugiej strony władze państwowe, na mocy ustawy, musiały zmusić Polski Związek Piłki Nożnej do tego żeby symbol narodowy znalazł się koszulkach. Na zaprezentowanych w ubiegłym roku strojach, w których Polska drużyna miała wystąpić podczas Euro 2012, znalazły się logo PZPN oraz producenta. W tym wszystkim zabrakło tradycyjnej naszywki z orzełkiem. Oburzenie wśród kibiców, sportowców a nawet polityków odniosło skutek i ostatecznie orzełek wrócił na reprezentacyjne stroje.
***
Reasumując my jako naród żyjemy w schizofrenii, bowiem symbole narodowe są na naszych oczach zniekształcane i przetwarzane na produkty z pchlego targu, nie mówiąc o tym, że trzeba co niektórych zmuszać do tego by reprezentacja narodowa nosiła barwy narodowe. To woła o pomstę do nieba. Do pewnych rzeczy trzeba dojrzeć i tyle. Życzę sobie i wam wszystkim tego, żeby flaga i hymn towarzyszyły nam Polakom, nie tylko od święta ale na co dzień i w nieco poważniejszym wymiarze. Jakkolwiek mówiąc nie odmawiajcie sobie piwa i kiełbasek, jak świętować to świętować...
***
Warto odświeżyć sobie utwór Nie Pytaj O Polskę Obywatela G. C. i odpowiedzieć sobie na kilka pytań zadanych przez autora tego przeboju z 1988 roku.
Subskrybuj:
Posty (Atom)