Mój blog traktuję jako płaszczyznę komentowania otaczającej mnie rzeczywistości, a także jako pewną formę eksperymentu, zabawy oraz pamiętnika. Można tutaj poczytać o tym co mnie interesuje, inspiruje i irytuje.
Zapraszam.
W kolejnym wpisie poświęconym tej rocznicy chcę jeszcze odnieść się do kilku utworów napisanych przez żołnierza Armii Krajowej Tadeusza Gajcego, który zginął 16 sierpnia 1944 roku w Powstaniu Warszawskim, w wykonaniu współczesnych muzyków... Karolina Cicha w fantastycznie wykonanej piosence Miłość bez jutra. Wspaniała interpretacja niespokojnej i dramatycznej poezji Gajcego...
Lech Janerka w minimalistycznym i niezwykle mrocznym utworze Święty kucharz od Hipciego... nie potrzeba drzeć gardła żeby ciarki przeszły po plecach...
Na koniec Armia w karkołomnie szybkim Wczorajszemu. Tomek Budzyński pomimo ciężkiego grania ma klasę i należą mu się brawa za wykonanie tego klimatycznego utworu...
***
Rzadko się zdarza, żeby w taki sposób interpretować poezję. Warto jednak posłuchać tych piosenek i choć na chwilę oddać się refleksji nad tym co spowodowało, że Gajcy tak pisał... miał 22 lata kiedy zginął w gruzach zniszczonej przez niemieckich żołnierzy kamienicy - przy ulicy Przejazd w Warszawie (obecnie jest to ulica Generała Andersa).
1 sierpnia 1944 roku to ważna data w historii Polski. O tym dniu należy pamiętać i godnie uczcić, a także oddać się refleksji nad sobą. Myślę, że nie warto roztrząsać tematów czy warto było wtedy umierać za wolność, ale zastanowić się nad swoją tożsamością i odpowiedzieć na kilka ważnych pytań, kim ja teraz jestem i jak identyfikuję się ze społeczeństwem, co to znaczy być Polakiem, ile tego Polaka jest we mnie? Pytania możemy oczywiście mnożyć, ale nie o to chodzi. Kwestia jest też taka, czy ja jeszcze potrafię zadać sobie którekolwiek z tych pytań...?
***
Edward Chudzyński, uczestnik walk w Powstaniu Warszawskim, podczas którego został ciężko ranny, napisał wiersz Sierpień:
Sierpień dziś w mieście rozgorzał,
Na piętrach, dachach, w piwnicach,
Promienny i krwawy jak zorza,
Radością pogonił w ulicach. (...)
Warszawa rzuciła swe dzieci
Po jutra wolnego nadzieję.
***
O Powstaniu Warszawskim powstało wiele utworów muzycznych. Oto kilka z nich...
A więc na początek niesamowici Szwedzi z grupy Sabaton w utworze Uprising...
oraz Agressiva 69 wykonująca utwór Schodząc autorstwa Tadeusza Gajcego...
Stało się. Jest nowe życie. Tydzień temu we wtorek 17 lipca o godzinie 20.00 urodził się nam drugi syn - Adam. Tak więc życie nabiera nowych kolorów i barw ;)
TVN24 przerwała program Loża Prasowa, w którym najważniejsze wydarzenia na scenie politycznej komentują dziennikarze i publicyści, by nadać konferencję Krzysztofa Rutkowskiego. Stacja ta nie ma może wielkiej oglądalności, ale jest telewizją opiniotwórczą, którą często i gęsto cytują inni. Kiedy beznamiętna gęba detektywa (bez licencji) pojawiła się na ekranie, to pewnie nie jeden sobie pomyślał, że wydarzy się coś sensacyjnego i godnego uwagi.
Oczywiście nic takiego nie stało się, widzowie po raz kolejny byli świadkami nekrofilii uprawianej przez Rutkowskiego, nie wspominając o fakcie podgrzewania niezdrowych emocji, a także braku jakiejkolwiek logiki w organizowaniu takiej konferencji. Media, żeby jakoś funkcjonować opowiadają nam historie, które coraz częściej i mocniej uderzają w emocje. Takie problemy zwiększają oglądalność i dlatego się je nadaje – stwierdzili jedni dziennikarze. Inni dziennikarze i publicyści zaczęli wieszczyć koniec dziennikarstwa. Nastąpił totalny chaos, pomimo tego, że nie ma upału. Na to wychodzi, że histeria to zupełnie normalna rzecz w świecie dziennikarzy.
Według mnie zabrakło zdrowego rozsądku i racjonalnego podejścia do tematu. Zamiast zlać celebrytę Rutkowskiego i pozwolić serwisom plotkarskim sobie na nim pojeździć to stacja, która uważa się za poważną przejmuje ich rolę. Konkluzja jest więc taka, po co dyskutować o problemach, jak lepiej pokazać zblazowaną twarz idioty w telewizji, który śmierć dziecka wykorzystuje na zwiększenie swojej popularności, a telewizja przy okazji oglądalności – bezkrytycznej widowni…
A może trzeba odpocząć od telewizji. Racja, bo to jest dobra sugestia.
***
Ostatnio odsłuchałem sobie kilka płyt Republiki, oprócz kilku wielkich przebojów to dzisiaj najbardziej zapadł mi w pamięci utwór Mamona... Grzegorz Ciechowski potrafił komentować otaczającą jego rzeczywistość, szkoda tylko, że nie doczekał się on godnego następcy.
Przyznam się, że do wielkich fanów jakiejkolwiek dyscypliny sportowej nie należę, jednak lubię sport z pozycji widza, który "wirtualnie" wskakuje w skórę zawodnika walczącego o zwycięstwo i upragnioną nagrodę.
Jestem pod wielkim wrażeniem tego co dokonała nasza tenisistka Agnieszka Radwańska, pomimo przegranej z Sereną Williams, stała się dla mnie ikoną tego turnieju ponieważ udowodniła, że warto wspinać się szczyty kariery pomimo wielu wyrzeczeń i przeciwności losu. Nic od razu się nie udaje, trzeba ciężko pracować. Nie każdy może być drugą rakietą na świecie, Agnieszka jest i to cieszy.
Kariera sportowa ma też i te ciemne strony, ale warto również cieszyć się z sukcesu polskiej drużyny siatkarzy. Chłopaki rozgromili w ostatnich meczach swoich rywali i zostali mistrzami świata, a przy tym pokazali prawdziwego ducha sportu drużynowego. Mam nadzieję, że jest to przedsmak tego co będzie działo się na olimpiadzie w Londynie, nie wspominając o innych wydarzeniach sportowych w bliższej lub dalszej przyszłości. Apetyt się zaostrza...
Jakkolwiek mówiąc te sukcesy są wspaniałym remedium na dosyć słabe wyniki piłkarzy na EURO 2012. Nie należy tej drużyny przekreślać i puszczać z torbami, nie wspominając o przezywaniu niektórych zawodników od farbowanych lisów. Piłkarze mają potencjał... i wszyscy o tym wiedzą. Dobrze, że sukcesy Radwańskiej i siatkarzy nieco rozjaśniły poszarzałe twarze kibiców. Nasi sportowcy w symboliczny sposób udowodnili, że Ziemia nadal kręci się wokół Słońca… czyli sport nie ogranicza się do piłki nożnej. Choć ostatnio słyszałem w mediach i opiniach przypadkowo spotkanych ludzi, że nie ma czym się podniecać, kiedyś i tak komuś powinie się noga, a w efekcie przegra. Poraża mnie swoisty brak wiary w człowieka, nie powiem, że w sportowca – choć i on człowiek. Sianie defetyzmu to chyba polska norma... którą ciężko wyrugować.
Zastanawiające jest to, że Polacy zawsze muszą narzekać i sukcesy, nawet te drobne, sprowadzać do porażki. Radość z sukcesu jest traktowana jako coś nienormalnego, czy też wręcz niebezpiecznego. Na to wychodzi, że porażka jest tradycją. Czas to zmienić, doceńmy wysiłek sportowca i zmieńmy swoje nastawienie… czuję, że coś zmienia, oby na dobre. Pożyjemy, zobaczymy.
Na koniec zacytuję fragment z książki autorstwa Edwarda Redlińskiego zatytułowanej Szczurojorczycy (z 1997 roku), z którym można nawet się nie zgadzać, ale ile w tym (niewygodnej?) prawdy... proszę, oceńcie… Słowem wyjaśnienia Szczurojorczycy to grupa polskich emigrantów świętujących Wielkanoc w Nowym Jorku. Jedzą, piją, dyskutują, a Lojer (jeden z bohaterów) poucza rodaków, że jeśli chcą jakoś urządzić się w Ameryce czy gdziekolwiek w cywilizowanym świecie, muszą coś zrobić z polskim twarzami i nie tylko… (…)Lojer nie zgadza się z Profesorem, że Amerykanie udają szczęśliwych. Oni nie udają szczęśliwych – oni są szczęśliwi. Dlaczego? Bo lubią to swoje szczęście i… nie chcą innego. A wy Polacy? Wy umiecie małpować czyjeś szczęście. Swoje szczęście wymyślili Szwajcarzy, Czesi, Finowie. Nawet – Rosjanie. A wy tylko modlicie się, skomlicie – i włóczycie się po świecie, strasząc swoimi smutnymi mordami! Te wasze obozy, cmentarze… Pomniki, rocznice! A wyburzyć! A porobić parkingi! A wymyślcie wreszcie swoje polskie niemałpowane szczęście!
Dla podniesienia na duchu proponuję posłuchać zespołu Proletaryat i ich przeboju sprzed wielu już lat Ziemi Sól...
To my ziemi naszej sól Z brudnych dzielnic i zapadłych dziur To ulica naszą matką złą Sami w sobie mamy własny dom
Ref.: Hej my nie damy nigdy się Hej nie złapiecie nas za łeb Hej nie zniszczycie marzeń, nie Hej chcemy żyć jak nam się chce
To my ziemi naszej sól Mrowie jeżów i wytartych skór To hołota mówią o nas tak Kto z nas przegrał to pokaże czas
Ref.: Hej my nie damy nigdy się Hej nie złapiecie nas za łeb Hej nie zniszczycie marzeń, nie Hej chcemy żyć jak nam się chce
O tym chyba każdy dobrze wie, że bez muzyki byłoby nudno na świecie. Zawsze czegoś się słucha. Jedni starają się być z nowościami na bieżąco, bojąc się o to, że nie podążą za modą, jeszcze inni zamykają się w jednym stylu bądź okresie muzyki, odrzucając wszystko to co nowe. Jedno jest pewne ortodoksom i muzycznym outsiderom żyje się gorzej, ale ja podziwiam ich za fascynację i upór. Natomiast tym co oddają się coraz to nowszym trendom współczuję, bo nie wiedzą co tracą. Ja z moimi "zainteresowaniami" jestem gdzieś po środku i podchodzę do tego wszystkiego z umiarem.
***
Wiadomo każda dekada ma swoją ikonę mody i styl. Tym razem, na krótko, chcę zahaczyć o lata siedemdziesiąte XX wieku, które były okresem ugruntowywania się kilku gatunków współczesnej muzyki, a w szczególności muzyki elektronicznej, wchodzącej wtedy do kultury masowej. Zaczęło się to wszystko w 1974 roku, kiedy to niemiecki zespół Tangerine Dream wydał album Phaedra, pierwszy z gatunku muzyki elektronicznej, który trafił do szerszej publiczności na tyle, by znaleźć się na ówczesnych listach przebojów. Z kolei rok 1976 był dla tego gatunku przełomowym bowiem ukazał się wtedy album OxygeneJeana-Michela Jarre'a, swoiste koło zamachowe tego gatunku. Warto jeszcze wspomnieć o innych albumach z tego okresu, które osiągnęły sukces, a więc nieśmiertelne muzyczne dzieła, Autobahn wydany w 1974 oraz Die Mensch-Maschine z 1978 zespołu Kraftwerk.
***
Żeby poczuć smak tamtych lat oraz usłyszeć rodzący się wtedy gatunek muzyki elektronicznej to polecam utwór Ricochet Part One wykonany przez Tangerine Dream... bardzo elektroniczny i psychodeliczny.
Jest duszno i gorąco, pot człowieka zalewa, choć krew również, ale trzeba dalej jakoś trwać. Dzięki tej pogodzie przypomniała mi się pewna historia... w lipcu 1987 roku antykomunistyczna Pomarańczowa Alternatywa podjęła się spektakularnej akcji. Trzynastoosobowa grupa młodych ludzi odzianych w koszulki z literami układającymi się w napis "Precz z upałami" wyległa na zalane gorącym słońcem wrocławskie ulice. Ten żywy "transparent" zachowywał się w dość nietypowy sposób, bowiem od czasu do czasu literka "U" miała lekką przypadłość. Bumelantowi kryjącemu się pod literką "U", nudziło się stanie w pełnym słońcu i co jakiś czas gdzieś się gubił. To wprawiło w niemałe osłupienie otaczających demonstrantów milicjantów, trzymających w swoich rękach pewien atrybut władzy, który z upałem nie miał za wiele wspólnego. Milicja obywatelska ze szczególną uwagą traktowała wspomnianą literkę "U". Kiedy tylko jej właściciel znikał, w pobliżu pojawiał się patrol milicji, aby sprawdzić czy przypadkiem nie doszło do zniewagi munduru. Okazywało się, że kryzys był szybko zażegnywany, a literka "U" trafiała na właściwe miejsce w wyrazie "upałami". Oczywiście do czasu odejścia ówczesnych czujnych stróżów prawa.
Większości akcji Pomarańczowej Alternatywy kończyła się tym, że uczestnicy zostali zatrzymani, następnie skrupulatnie przesłuchani, a później z braku podstaw do aresztowania, zwolnieni do domów.
No tak te czasy już nigdy nie powtórzą się, ale warto wspomnieć o tym jak ćwierć wieku temu walczono z absurdem.
***
Kto dzisiaj, podobnie jak Pomarańczowa Alternatywa, wyszedłby na ulice protestując przeciwko komuś lub czemuś, w tak wymyślny sposób? Pewnie by się znalazł jakiś człowiek, jednak standardy się zmieniły. Obecnie mamy styl bardziej konfrontacyjny i bezpośredni. Bez ogródek wytykamy władzy jej błędy oraz wyrażamy nasze niezadowolenie z sytuacji, w jakiej nam przyszło egzystować. Niestety z coraz mniejszym skutkiem.
***
Milicyjne pały zostały zastąpione innymi atrybutami władzy, które niekoniecznie z władzą mają wspólnego. Pomimo dosadności przekazu protestujących, ich głos ginie w jakiś głupich procedurach, o czym świadczy na przykład sprawa ACTA. Działacze (?) społeczni, sportowi, no i politycy czynią to notorycznie i niczym choroba w postępie geometrycznym przechodzi na innych, mniej lub bardziej świadomych powagi sytuacji w jakiej się znaleźli. Ewidentne kłamstwa są przekształcane w błahą pomyłkę, tudzież przejęzyczenie. Były i obecny premier powiedzieli, co im przystało o EURO 2012, dla jednego to była porażka, a dla drugiego sukces. Dwa odrębne zdania, niczym dwa bieguny. Karmienie kłamstwem weszło, co niektórym tak w krew, że nie wiedzą, co bredzą. Nie chcę się roztrząsać na szczegółami. Ale wiadomo jest gorąco i duszno, a upał szkodzi. Jakże jaskrawym przykładem tego jest również Grzegorz Lato i jego deklaracja, że odejdzie z PZPN, jeśli nasze piłkarskie orły nie wyjdą z grupy. No i nasz wspaniały Grześ, który pewnie również ugotował się w tym upale, nie przyznaje się do tego, co powiedział. Pewnie klimatyzacja mu padła w samochodzie. Żenada i tyle. Powiem tylko tyle, że w ten sytuacji należałoby postąpić na wzór legendarnej Pomarańczowej Alternatywy i stanąć przed siedzibą PZPN z transparentem "Ogłośmy koniec Lata". Może wtedy by ten upał zelżał, kto wie.
***
Przerażające, ale PZPN kojarzy mi się z PZPR... to pewnie przez ten upał i duchotę.
***
W tym upale warto schronić w krzakach i w tym nam pomoże legendarna grupa Krzak w utworze zatytułowanym... Krzak. Polska muzyka ma swoje uroki i nie ma czego się wstydzić.