wtorek, 3 kwietnia 2012

Music non stop

Koniec marca... początek kwietnia, miały być inne plany, a tu pada śnieg, grad, deszcz i inne cuda z nieba. Jakkolwiek mówiąc człowiek jest zmuszony do siedzenia w domu, no bo gdzie tu się ruszyć... Na szczęście w taniej książce zaopatrzyłem się w kilka książek, a także, co najważniejsze zrobiłem porządek (częściowy) na półkach z płytami. Muszę przyznać, że ma to swoje dobre strony, bowiem udało mi się dzisiaj znaleźć nieco zapomniany przeze mnie film dokumentalny na DVD zatytułowany Rattle and Hum, który opowiada o irlandzkiej grupie U2. Dokument ten jest z 1988 roku i powstał on krótko po tym jak U2 nagrało niezwykle ważny album The Joshua Tree. Z perspektywy czasu album ten zakończył pewien etap rozwoju tej grupy. Nikt wtedy jeszcze nie spodziewał się, że kilka lat później powstanie zupełnie odmienny stylistycznie album Achtung Baby na nowo definiujący brzmienie irlandzkiej grupy. Ale to inna historia, o której jeszcze napiszę, bo jest niewątpliwie o czym...
***
Rattle and Hum, czyli po polsku Szczęk i warkot (tak prawdopodobnie, o ile pamiętam, przetłumaczył ten tytuł Wojciech Mann) dokumentuje trasę koncertową U2 po Stanach Zjednoczonych, promującą wspomniany wcześniej album The Joshua Tree. Jest to niezwykła opowieść, która niewątpliwie odbiega od pewnych standardów, jakie obowiązują w dokumentalnych filmach muzycznych. Oprócz bogatej i na swój sposób różnorodnej warstwy muzycznej mamy również okazję poznać Amerykę lat osiemdziesiątych XX wieku. Odkrywamy na nowo dlaczego ćwierć wieku temu Ameryka zafascynowała chłopaków z U2. Dodam iż nie ma mowy o American Dream, lecz o miejscu będącym zlepkiem różnych kultur i odmiennych idei. Tak więc nie tylko wywiady i koncerty, ale co ważne inne spojrzenie na społeczeństwo amerykańskie i jego kontakty z kulturą, zarówno tą masową, jak i lokalną, w pewnym sensie folklorem. Mamy również okazję poznać korzenie muzyki bluesowej i rockowej zbliżające do siebie Irlandczyków i Amerykanów. O swoich irlandzkich korzeniach kulturowych i muzycznych nie zapominają również chłopacy z U2, czyli Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen Jr. Jesteśmy świadkami zbliżenia dwóch kultur w sposób niezwykle naturalny bez jakiegokolwiek patosu. Po prosu słowa, obraz i dźwięk. Bez przesadnego upolitycznienia opowiadają o ówczesnych problemach Irlandii Północnej, a także o podłożu wrogości między Anglikami i Irlandczykami, spotęgowanej różnicami religijnymi. Wracają do czasów klęski głodu ziemniaczanego jaki dotknął Irlandię i spowodowanej nim wielkiej emigracji do Ameryki w latach 1845 - 1850. Przy tych historiach, eksplorując amerykańską muzykę, przypominają, czy też na nowo definiują, czym jest Ameryka i jacy są Amerykanie. Wspaniałym hołdem jaki oddaje U2 muzyce bluesowej jest zagrany wspólnie z B.B. Kingiem utwór When Love Comes to Town. Świetna poruszająca muzyka, która na swój sposób jest nieśmiertelna. Kolejny utwór o którym warto wspomnieć w tej chwili to I Still Haven't Found What I'm Looking For wykonany w stylistyce muzyki gospel, kolejny ukłon oddany wielokulturowej Ameryce przez U2. Słuchając tego utworu i nie tylko tego daje się odczuć, że dzięki fascynacji Ameryką zespół dokonał pewnego transferu kulturowego nie traBelfast, cąc przy tym tożsamości. Sądzę, iż jest to wspaniały znak czasu, bowiem pomimo niezwykłego komercyjnego sukcesu jaki odniósł wtedy album The Joshua Tree, chłopaki z Irlandii nie poddali się owej komercji. Z innej strony Bono i jego grupa w utworze Bullet the Blue Sky widzą Amerykę w innych barwach, krytykują ją za udział w konfliktach zbrojnych. Do napisania tego utworu zainspirowała ich interwencja zbrojna Stanów Zjednoczonych w Salwadorze. Obraz Ameryki nie oślepił naszych bohaterów, obok zachwytu nad różnorodnością i wielokulturowością, pojawia się także krytyka elit politycznych rządzących wtedy Ameryką, a zwłaszcza rządami Ronalda Reagana. Jeszcze warto wspomnieć o Where the Streets Have No Name, gdzie Bono porusza problem wewnętrznych podziałów i hierarchizacji społeczeństwa w stolicy Irlandii Północnej, Belfaście. Dochód mieszkańca i jego status społeczny można było ocenić po nazwie ulicy, którą zamieszkiwał... czy to czegoś nie przypomina?
***
Reasumując, czasami warto odbyć taką podróż sentymentalną w przeszłość i bez zażenowania oddać się refleksji, a przy tym posłuchać dobrej muzyki... polecam.
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz