niedziela, 25 marca 2012

Zapomniany bohater

Tym razem wracamy do czasów II wojny światowej i postaci niezwykłej postaci Johna Cartera, Brytyjczyka internowanego od kwietnia 1944 do maja 1945 w obozie koncentracyjnym w Gusen. Numer obozowy - 62082. Niewielu udało mi się ustalić co Carter robił przed II Wojną Światową, ale wiadomo, że urodził się we Francji, 18 listopada 1891 roku, jego rodzice pochodzili z Wielkiej Brytanii, miał podwójne obywatelstwo francuskie i brytyjskie. Związany był z brytyjskim rządem, a dokładnie z Ministerstwem Obrony, w którym był zarejestrowany jako agent wywiadu pod pseudonimem Jules. Ministerstwo przedzieliło go do służby oznaczonej jako Service 055 A. Niestety nie wiem jaki był to rodzaj służb, ale jedno jest pewne, iż był on tzw. agentem pracującym w terenie.
***
Carter był jednym z tych, któremu udało się przetrwać w nieludzkich warunkach, jakie panowały w Gusen, aż do chwili wyzwolenia tego obozu przez 3. Armię generał Pattona. Po zakończeniu wojny dzięki korespondencji nawiązanej przez niego z oficerem armii amerykańskiej - majorem Haroldem W. Sullivanem, można było się dowiedzieć, iż był on w posiadaniu informacji, które byłe istotne w dochodzeniu prowadzonym przez trybunał wojskowy w Mauthausen oraz Gusen. Następnie Carter wraz z innymi więźniami asystował podczas śledztwa podpułkownikowi Givensowi z 3. Armii Pattona. Korespondencja ta trafiła również do filii trybunału wojskowego armii Stanów Zjednoczonych w Wiesbaden. Jedno jest pewne była ona źródłem niezwykle ważnych informacji.
***
Jak Carter znalazł się w obozie koncentracyjnym? 7 stycznia 1944 roku dla Johna Cartera był dniem, który na pewno zapamiętał do końca życia. Tego dnia miał nadzorować plan ucieczki siedmiu amerykańskich lotników, którzy następnie mieli przedostać się do Hiszpanii. Trasy ucieczek były często zmieniane, z uwagi na fakt, iż często zdarzało się, że ktoś zdradzał, a także dla zmylenia Niemców. Tego feralnego dnai Carter został schwytany przez hitlerowców w francuskiej miejscowości Pamiers, niedaleko hiszpańskiej granicy. Aresztowanyo go pod zarzutem organizowania pomocy lotnikom wojsk alianckich, ukrywającym się na terenie Francji.
***
28 sierpnia 1945 roku major Harold W. Sullivan, wysłał list do Johna Cartera byłego więźnia obozu koncentracyjnego w Gusen. Sullivan poprosił Cartera o napisanie wszystkiego co zapamiętał o obozie.
***
W korespondencji, kierowanej również do trybunału wojskowego w Wiesbaden, Carter krótko przedstawił postać doktora Antoniego Gościńskiego, jako osoby posiadającej obszerną wiedzę i stosowanych tam nazistowskich praktykach, które odbywały się w obozie w Gusen i Mauthausen. Carter zaznaczył, iż doktor Gościński pomimo dobrej znajomości języka angielskiego wymagał wsparcia i pomocy. Dzięki temu Carterowi udało się ponownie zpotkać z doktorem i pomóc jemu podczas przesłuchań. Ta pomoc umożliwiła łatwiej doktorowi opisać wiele zdarzeń z obozowego życia, które były niezwykle ważne w trakcie śledztwa a następnie sądu nad obozowymi oprawcami.
***
Carter był świadkiem wielu okropieństw, jakie miały miejsce w Gusen, takich jak brutalne kary i nieludzkie traktowanie więźniów. Wiedział, że może nie przeżyć następnego dnia, jednak starał się zebrać jak najwięcej informacji o miejscu w którym się znalazł. Od listopada 1944 do maja 1945 dziennie umierało blisko 100 osób. W obozie zawsze było około 22.000 więźniów. Wysoka śmiertelność spowodowana była przede wszystkim długimi godzinami pracy w kamieniołomach. Pobliskie fabryki Messerschmitta – montującej samoloty oraz Steyra – specjalizującej się w produkcji broni, były również nastawione na nieludzki wyzysk. Brak odpowiedniej odzieży ochronnej i niedożywienie zbierały swoje żniwo.
***
John Carter był świadkiem wielu zbrodni. Opisał on eksterminację dwóch grup ludzi, każdej liczącej jakieś 200 – 300 ofiar, gdzie użyto trującego gazu. Były to osoby, które naziści uznali za nie nadające się do dalszego leczenia oraz efektywnej pracy. W obozie Gusen, oznaczonym rzymską cyfrą II, który utworzono w 1944 roku, usytuowanym był jakieś 400 metrów od obozu pierwszego (Gusen I), wielu więźniów ginęło w ten sam bezsensowny sposób. Ludzi mordowano używając niezwykle sadystycznych metod, uderzając ich ciała, przy użyciu ciężkiego sprzętu. Tych zbrodni. co może niektórych zdziwić, nie dokonywali esesmani, oprawcami byli więzienni kapo, kryminaliści - głównie niemieccy, na usługach SS. Krzyki, płacze i wrzaski można było usłyszeć w całym obozie, również i poza nim, o czym dowiedział się później Carter od mieszkańca pobliskiej farmy. Dowody tych zbrodni, a raczej systematycznej rzezi, posiadały osoby z obozowego szpitala, tak zwanego Revieru. Jako świadków tych zbrodni Carter wymienia wspomnianego Antoniego Gościńskiego, a także Feliksa Kamińskiego, studentów medycyny Eugeniusza Pientę, Adama Anisa (Carter nie pamiętał dobrze tego nazwiska, o czym wspomniał w swoim raporcie), Zbigniewa Wlazłowskiego, Leona Zyndę oraz swojego przyjaciela Józefa Wierzchowskiego. Ważnym świadkiem był również niejaki Emil Sommer – były kapo Revieru. Sommer był Niemcem, który krótko przed końcem wojny został rekrutowany do jednostki Volksturmu. Opuścił obóz w maju 1945 roku na kilka dni przed przybyciem wojsk amerykańskich do Linzu. W połowie kwietnia 1945 roku został wezwany przez władze obozowe by przygotować i nadzorować eliminację ostatniej grupy więźniów, stosując do tego trujący gaz. Jak wynika z informacji zdobytych przez Cartera z całą pewnością Sommer nie chciał tego zrobić. Wiadomym było, że odmowa rozkazu oznaczała śmierć i w tym przypadku znalazłaby się inna osoba, która wykonałaby to zadanie. Inny przyjaciel Cartera, obozowy sekretarz Rakowski, Niemiec, był również wymieniany jako ważny świadek zbrodni i nieocenione źródło informacji.
***
Ważne materiały dowodowe Carter uzyskał też od więźnia Józefa Wierzchowskiego, kierownika obozu Guembika, sekretarza obozowego Schmeslenskiego oraz S. Comforta i Leona Friedlandera. Wszyscy wymienieni oraz Antoni Gościński asystowali podczas organizacji obozu po jego wyzwoleniu. Tak zwana stabilizacja trwała jakieś trzy tygodnie. Wspomniany Józef Wierzchowski był świadkiem wielu okrucieństw, między innymi opisał on przypadek człowieka, którego powieszono na szubienicy, następnie zabrano go do krematorium, po drodze okazało się, że więzień nadal żyje. Zabrano go na plac apelowy i ponownie powieszono. Kierownik obozu Franz Xaver Ziereis, esesman (o którym pisałem jakiś miesiąc temu), osobiście udał się do krematorium z ciałem nieszczęśnika. Po drodze śmiał się z zaistniałej sytuacji.
***
Carter był świadkiem zbrodni dokonanej na amerykańskich lotnikach, przez Ziereisa i kilku innych esesmanów. 25 Lipca 1944 roku około godziny 10.30 zaobserwowano 5 alianckich samolotów. Prawdopodobnie zestrzelono wszystkie maszyny. Oprócz załogi jednego z samolotów, wszyscy zginęli zanim dotknęli ziemi. Carterowi udało się ustalić, iż nie były to wojska powietrzno-desantowe, lecz zwiad. Z grupy zwiadowczej przeżył tylko jeden żołnierz. Ocalały z katastrofy został przetransportowany do obozowego szpitala. W tym czasie doktor Gościński i jego asystent Pienta starali się uratować, ciężko rannego, amerykańskiego lotnika. W czasie operacji, jaką przeprowadzał Gościński, Carter, chcąc dostać się Amerykanina, zaczął symulować atak wyrostka. Dzięki temu dostał się do Revieru. Chciał porozmawiać z lotnikiem, niestety następnego ranka Amerykanin zmarł. Carterowi udało się zdobyć nieśmiertelnik i zidentyfikować lotnika, był to Lynwood G. Harrell, numer identyfikacyjny: 13032979 T.42-43 A B. Po wyzwoleniu obozu Carter przekazał aliantom także listę 42 holenderskich lotników, którzy służyli w brytyjskim RAF-ie, schwytanych przez nazistów i rozstrzelanych w Mauthausen. Prawdopodobnie Holendrzy byli rozstrzelani we wrześniu 1944 roku. Dokładniejsze informacje posiadał obozowy tłumacz Odrobny. Po wyzwoleniu Carter razem z doktorem Gościńskim prosili go o pomoc w organizacji obozu. Bojąc się, że mogą utracić kontrolę nad byłymi więźniami, Carter razem z Antonim Gościńskim udali się do Linzu celem otrzymania ewentualnego wsparcia, bezpośrednio od wojsk sprzymierzonych. Niestety, z uwagi na przedłużający się pobyt w Linzu i trudności w dotarciu z powrotem do Gusen, rozprzestrzeniła się plotka, że oboje nie wracają, w panice uciekło wtedy około 12.000 osób. Plotka oczywiście nie była prawdą lecz dobrze sfabrykowanym kłamstwem. Komuś zależało na prowadzeniu ludzi w błąd. Prawdopodobnie któryś z obozowych kapo rozpowszechnił tą informację celem uniknięcia odpowiedzialności za dokonane zbrodnie. Niestety zdezorientowany Odrobny uciekł, był on świadkiem wielu zbrodni.
Krótko później Carter odkrył, iż w obozie panował strach, spowodowany kłopotami pomiędzy Polakami i ludźmi innej narodowości. Carter nie zdradził w swoim liście jakiej nacji byli ci inni, ale z kontekstu można wywnioskować, że byli to Rosjanie. Polacy dosyć często popadali z nimi w różnego rodzaju konflikty. W dalszej części listu Carter opisuje, że amerykańscy dowódcy uporali się z tymi problemami, dogadując się z przedstawicielami jednego z tych krajów – Polakami.
***
Przeglądając archiwalne materiały armii amerykańskiej, dotarłem do instrukcji wywiadu, których celem było „uwrażliwienie” zachodnich aliantów na Rosjan – czytaj Sowietów (wtedy). W jednym z dokumentów wyraźnie było zaznaczone, by oddzielić pewne narodowości od siebie, ponieważ mogą powstać konflikty o podłożu etnicznym i ideologicznym. Jedno jest pewne, o tym wszyscy wiedzieli, Polacy nie darzyli sympatią Sowietów, ani przed wojną, ani w trakcie, nie mówiąc po jej zakończeniu.
***
Mam nadzieję, że ten tekst przybliży wam cząstkę tego jak okrutny był czas wojny. Z drugiej strony, pomimo wspomnianego okrucieństwa, chcę zaznaczyć, iż zawsze jest tląca się nadzieja, wola przetrwania, a także co najważniejsze jest przyjaźń, która pomaga przeżyć.
***
Kolejnym razem postaram się przybliżyć inne postaci z obozu koncentracyjnego w Gusen.

***

Jeden z moich zakręconych profesorów, który wykładał politykę społeczną na zielonogórskiej uczelni powiedział, że człowiek z założenia powinien być sceptyczny i zbuntowany wobec tego co głoszą politycy - traktujący nas jako maszynki do głosowania. Żeby potwierdzić owe słowa zapraszam do posłuchania utworu The Bogus Man wykonanego przez Brendana Perrego, z albumu Ark (2010)... a ci którzy nie znają angielskiego to powiem, że Bogus Man to taki fałszywy gościu - w tym przypadku możemy przyjąć, iż jest to polityk...

środa, 14 marca 2012

Music non stop

Tym razem udało mi się wygrzebać dwa albumy jednej dosyć znanej grupy, które z wręcz maniackim uporem słuchałem w latach dziewięćdziesiątych minionego stulecia. Sądzę, że nie ma potrzeby nikomu przedstawiać brytyjskich doommetalowców z My Dying Bride. Ci którzy jeszcze nie znają tego zespołu lub nie pamiętają, a poszukują dobrych (i innych) brzmień, bez wątpienia polecam minialbum z 1991 roku Symphonaire Infernus et Spera Empyrium, który wyraźnie zdefiniował charakter tej grupy. Dodam, że płyta jest krótka ale dzięki temu przez około 20 minut można usłyszeć na własne uszy, czym doom metal jest. Następnym albumem tej grupy jest longplay Turn Loose the Swans z 1993 roku i mam jeszcze go co ciekawe na kasecie magnetofonowej. Muzyka z tej płyty, pomimo prawie dwudziestu lat od chwili jej wydania, nadal brzmi świeżo i intrygująco. Turn Loose the Swans brzmi o wiele lżej od pierwszych dokonań chłopaków z My Dying Bride. Longplay ten trzyma poziom i w pewien sposób wkręca słuchacza w swój specyficzny świat. Album ten stanowi jedną całość i należy go wysłuchać od początku do końca, inaczej się nie da. Jakkolwiek mówiąc płyta ta jest mroczna zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej, ale za to pięknie traktująca ludzkie sprawy takie jak ból, rozpacz czy smutek. Nie każdy musi grać wesoło... ale My Dying Bride potrafi zwrócić na siebie uwagę.
***
Nie tylko ciężkimi klimatami człowiek żyje. Lżejszymi też. Mam sentyment do soundtracków – czyli ścieżek dźwiękowych z filmów. Przy okazji obejrzenia jakiegoś filmu na dużym lub małym ekranie od razu poszukuje autora nagrań, jak i jego dokonań. W tym przypadku warto wspomnieć o nowojorczyku Cliffie Martinezie, który swoją karierę rozpoczął od gry na perkusji między innymi dla Captain Beefheart oraz Red Hot Chili Peppers. Zrezygnował z kariery rockmana na rzecz muzyki filmowej. Martinez wyróżnia się z ekipy hollywoodzkich twórców swoim specyficznym stylem. W jego muzyce nie ma patosu jak u Johna Williamsa czy też Hansa Zimmera, jest za to stonowany ambient i oniryczna atmosfera. Słuchając Cliffa Martineza można bez wątpienia poczuć przestrzeń i harmonię w jego utworach, a także zrelaksować się. Jest to minimalistyczna muzyka ale da się odczuć, iż Martinez wie jak wydobyć dźwięki z syntezatora, samplera bądź innego sprzętu grającego. Polecam.
***
Oczywiście odsyłam na You Tube, żeby usłyszeć muzykę Cliffa Martineza:

Where's the Deluxe Version - z filmu Drive z 2011 roku,



Wear Your Seatbelt - z filmu Solaris z 2002 roku,



... a co do brzmień Brytyjczyków z My Dying Bride to polecam utwór Sear Me MCMXCIII z płyty Turn Loose the Swans...


poniedziałek, 12 marca 2012

Kultura przetwarzana

Podczas rozmowy z jednym z moich przyjaciół doszedłem do wniosku, iż kultura w pewien sposób zdziadziała, to znaczy jest bez sensu. Co do tej zdziadziałej kultury to mam na myśli wszelkie jej objawy, począwszy od zachowanie się ludzi w miejscach publicznych i mniej publicznych, a skończywszy na wyższych formach, jak kto woli, to znaczy muzyce, filmie... i tak można wymieniać do upadłego.
***
Amerykański antropolog Greg Urban dosyć prowokująco wyraził się o dzisiejszej kulturze, mówiąc o niej jako o metakulturze nowości, czyli kulturze przetwarzania i wzbogacania, prowadzącej do deformowania już wytworzonych dzieł... przepraszam, jakich dzieł? Dzisiaj usłyszymy produktów. Irytujące jest kiedy wchodzę do banku słyszę, że oferują nowy produkt, a faktycznie jest to pożyczka. Podobnie jest z filmem, muzyką czy książką, nie wspominając o czymś takim jak - myślenie, to znaczy, że w dzisiejszych czasach istnieją produkty wyobraźni, bowiem okazuje się, iż człowiek przestał myśleć, a jego mózg zaczął produkować jakieś dziwne rzeczy.
***
Dzisiaj nie oczekuję się od odbiorcy twórczego i indywidualnego wkładu z jego strony. Jest to zbędne, ponieważ na odczuciach, wrażeniach i przemyśleniach współczesna machina show-biznesu nic nie może zarobić. Od człowieka już nie wymaga się tego żeby był on refleksyjnym odbiorcą, oczekuje się, iż ma być on konsumentem oferowanego produktu. Tekst książki czy treść wizualna filmu, a także ta słyszalna, czyli docierająca z głośników muzyka nie jest istotna, choć na zdrowy rozsądek powinna. Konsument książki, filmu, muzyki ma wchłaniać wytwory, które im towarzyszą, takie jak koszulki, kubki, pościel z wizerunkiem bohatera filmu lub książki, bądź jakiegoś muzyka czy zespołu, płyty dvd, cd i blu-ray, wydania specjalne magazynów, gazet, figurki, nocniki i czego tam dusza zapragnie. Wydawałoby się, że to pomaga w rozumieniu i utrwaleniu treści danego dzieła. Te rzeczy to parateksty - czyli wszystko to co towarzyszy danemu wytworowi, powiedzmy jeszcze kultury. Machina ta działa niezwykle sprawnie, bowiem po wchłonięciu całej masy paratekstów, ludzie się nudzą i bezrefleksyjnie ciągną do następnego pakietu nowości. I znowu gadżety, jak gacie, koszulki, kubki i tak dalej. Tak więc żyjemy w czasach kultury pakietowej, przetworzonej na potrzeby producenta, ponieważ ważniejszy jest gadżet i zysk z niego niż sens tego co mamy odebrać. Pakiet otrzymujemy i mamy się cieszyć. Jednak po jakimś czasie nerwowo mamy czekać za kolejnym, większym pakietem, który oferuje coś ekstra.
***
Jakkolwiek mówiąc metakultura, która ma w sobie zakodowany status nowości, beznamiętnie eksploatuje dzieło, zniekształca i fałszuje jego odbiór. Tak więc dochodzimy do wniosku, że współczesna kultura dostała rozwolnienia. Zmieniła się natura tego co jest w niej (jeszcze) najważniejsze - treść. Sądzę, że warto to sobie uświadomić i nie ulegać "przetworom" dzieła, które ma lepszy smak kiedy jest podane tak je autor stworzył. Puentując to życzyłbym sobie mniej gadżeciarstwa i hałasu wokół niektórych wydarzeń kulturalnych, a więcej sensu.
***
Lubie oryginalnych ludzi, a do nich z pewnością należy Lech Janerka, którego uwielbiam za kilka dokonań, między innymi za utwór Jezu, jak się cieszę.


wtorek, 6 marca 2012

Trudne pytania... czy człowiek jest głupi?

Czy człowiek, jest głupi? Wydawałoby się, że nie. Świat nauki co jakiś czas chce przestrzec nas przed (ludzką) głupotą. W 1983 roku ukazała się książka profesora Konrada Lorenza pod tytułem Regres człowieczeństwa. Publikacja ta wywołała szerokie zainteresowanie wielu środowisk intelektualnych na świecie. Profesor Lorenz nie ukrywał złych poczynań człowieka w otaczającym go świecie. Twierdził, iż człowiek jest zbyt głupi, aby przetrwał. Niektórzy naukowcy wytknęli Lorenzowi, iż swoimi teoriami obraził ludzkość i znieważył religię chrześcijańską. Jakkolwiek mówiąc profesor Lorenz widział przyszłość ludzkości w dosyć ciemnych barwach. Lata 70 i 80 XX wieku w pewnym sensie były czasem niepokoju i to najprawdopodobniej ten czas spowodował wiele prowokujących teorii, między innymi taką, że ludzkość nie bezboleśnie, zginie samobójczo od broni jądrowej. Sądzę, iż widmo grzyba atomowego i jego konsekwencji zostało wzmocnione katastrofą w Czarnobylu, a także trwającą wtedy zimną wojną. Później ludzkość zaczęła bać się czegoś innego, ale o tym jeszcze kiedyś napiszę.
***
Lorenz chciał podważyć istnienie transcendentalnego celu w życiu człowieka. Chciał on udowodnić niemożliwość istnienia takiego celu, ale przede wszystkim skupił się na zgubnych skutkach takiego myślenia. Zastanawiał się nad biblijnym wskazaniem, nakazem bożym, by człowiek czynił sobie ziemię poddaną. Prowokująco pytał, dlaczego Bóg wręczając ludzkości 10 przykazań, zapomniał o kolejnym przykazaniu Chroń własne otoczenie?. Lorenz podszedł do tego tak, że gdyby Bóg ustanowił dekalog, w żaden sposób nie pominąłby tego przykazania. Poniekąd naiwnie, ale zmuszał do pewnej refleksji. Do ludzkości podszedł niezwykle drastycznie, sugerując, iż biologicznym błędem w człowieku jest jego niepohamowany popęd. Człowiek niszczy wszystko, łącznie z miejscem i warunkami swojego bytowania, aż do samobójstwa. Pomimo tego, iż człowiek posiadł zdolność do adaptacji w różnych warunkach, to ta zdolność obraca się przeciwko niemu. Rozwój nowoczesnego budownictwa według Lorenza był sprzeczny z naturą, ponieważ nie dało się go porównać z pniem pszczelim lub termitierą. Sporo również wypowiedział się na temat gospodarki rabunkowej i nadmiernej konsumpcji. Jednak Lorenz, w sposób mniej lub bardziej świadomy, użył etologię do śmiałej dyskusji z kapitalizmem. Co ciekawe książka Lorenza Regres człowieczeństwa była modna w Europie, natomiast w Stanach Zjednoczonych nie zdobyła większej popularności poza światem nauki.
***
Co do odpowiedzi na pytanie, czy człowiek jest głupi, to nie odpowiem. Ktoś zapyta, dlaczego? Powiem jedno, to tylko prowokacja. Sądzę, iż warto czasami samemu zastanowić się nad trendami i ideami głoszonymi przez mądrych tego świata. Nie należy w tak łatwy sposób oddawać się modzie, ale popatrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Słynny aforysta Stanisław Jerzy Lec powiedzał tak, człowieku, świat stoi przed tobą otworem, więc uważaj byś zeń nie wyleciał.
***
Źródło: Konrad Lorenz, Regres człowieczeństwa, Warszawa 1986, PIW, Biblioteka Myśli Współczesnej
***
Kielecka grupa Bruno Schulz zaprasza do odsłuchania utworu Szybki świat.

Gdańsk alternatywnie

Gdańsk jest jednym z niewielu miejsc w Polsce do którego z chęcią wracam. Tym razem nie mam zamiaru za bardzo rozpisywać się o walorach turystycznych Gdańska ponieważ to miasto potrafi się promować, ale za to zachęcam do obejrzenia tego miejsca z innej perspektywy. Tak więc alternatywnie i nietypowo...




































***

A na koniec wycieczki Jean-Michel Jarre wykona utwór autorstwa Jacka Kaczmarskiego pod tytułem Mury, który miał swoją alternatywną premierę na koncercie na terenie Stoczni Gdańskiej 26 sierpnia 2005 roku.