niedziela, 9 grudnia 2012

i po przerwie...

...tak, zrobiłem sobie krótką przerwę, powiedzmy od tak zwanego blogowania, na czytanie, słuchanie i oglądanie. Z twórcy na (dłuższą) chwilę stałem się odbiorcą, nawet zadowolonym z przeżytych doznań estetycznych. W jednej z książek trafiłem na dosyć ciekawy tekst, a raczej zdanie, które nieco zburzyło moje podejście do pracy, tej tak zwanej etatowej, jak i ogólnie pojętej czynności polegającej (oczywiście) na wytwarzaniu czegoś, a raczej czegokolwiek. A oto ono - nigdy nie pracuj, zawsze improwizuj. W pierwszej chwili pomyślałem, że to dosyć idiotyczne i bezsensowne stwierdzenie. Przecież słowo improwizacja w naszym społeczeństwie nie ma zbyt pozytywnego zabarwienia. Jednak drążąc temat dalej i głębiej możemy dojść do wniosku, że improwizacja to jest przecież kreacja, ciągłe szukanie pomysłu na zrobienie czegoś co zadziała, choć nie zawsze, tak jak sobie życzymy lub wyobrażamy. Jednak potraktowanie improwizacji, jako części procesu tworzenia, pomaga nam łatwiej zrozumieć otaczający świat. Praca... a no tak, tu nie trzeba nad niczym się zastanawiać, trzeba do niej chodzić ;)

***

Zabawnie i refleksyjnie, czemu nie, a jeśli chodzi o muzykę to... Depeche Mode w perfekcyjnym utworze Never Let Me Down...


2 komentarze:

  1. Improwizacja rockowa - jak najbardziej, "WIELKA IMPROWIZACJA" z lektury szkolnej - ble:-)

    OdpowiedzUsuń