poniedziałek, 30 stycznia 2012

Kilka zdań o Tomaszu Beksińskim...

Tym razem chciałbym odświeżyć pamieć o nietuzinkowej z pewnością postaci - Tomaszu Beksińskim, którego nie ma wśród nas od 24 grudnia 1999 roku. Przytoczę jedynie pewne fakty związane z nim, które najbardziej zapadły mi w pamięci. Jakkolwiek mówiąc sporo można poczytać o Beksińskim na poświęconych jego pamięci forach i portalach internetowych.

Tomasz Beksiński wywarł piętno na każdym, kto słuchał w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku jego nocnych audycji w "Trójce pod księżycem" (oczywiście w Programie Trzecim Polskiego Radia). Jego autorskie audycje zyskały spore grono słuchaczy i do dnia dzisiejszego posiadają status kultowych. Na różnych forach internetowych można spotkać ludzi, którzy poszukują nagrań jego cyklicznych programów sprzed ponad 12 lat. Niestety klimat tamtych dni już minął, ale warto przypomnieć sobie o kimś kto potrafił w ciekawy sposób oderwać człowieka od codzienności. Jakiś czas temu odświeżyłem sobie kilka jego audycji, które zgrywałem na taśmy w latach 1992-1999, niestety niektóre kasety są dosyć marnej jakości, ale dają przynajmniej niezłą zabawę i przypominają mi o "złotych czasach" polskiego radia lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Cóż czar tego minął wraz ze śmiercią Beksińskiego. Szkoda, że to tak brutalnie się skończyło.

Audycje Tomka Beksińskiego to przede wszystkim muzyka, ale i nie tylko, potrafił on umiejętnie w nie wplatać zarówno literaturę, jak i film. Dla Beksińskiego tekst był najważniejszy i oczywiście dzielił się ze słuchaczami swoimi tłumaczeniami. Nocne programy "Trójki pod księżycem" były swoistą kopalnią wiedzy muzycznej. Tutaj dowiedziałem się o takich archaizmach jak King Crimson (tak wtedy myślałem), zrozumiałem, że The Beatles to nie taki naiwny zespół jakby się wydawało i do tego można tej muzyki słuchać. Miałem okazję poznać co to rock progresywny i sporo usłyszałem o polskiej scenie rocka gotyckiego i progresywnego, a także wiele innych klimatów. Ale co tam, przez to moje preferencje muzyczne są dosyć rozległe, począwszy od Carla Orfa, poprzez Milesa Davisa, Klausa Schulze i Depeche Mode a skończywszy na Soulfly, Kornie czy Moonspell. Mógłbym jeszcze wymieniać, ale to nie jest najważniejsze w tej chwili.

Beksiński był niezłym oryginałem, pomimo nie ukończonych studiów filologicznych był znakomitym tłumaczem. Potrafił zażarcie bronić swoich tez i świetnie argumentować swoje zdanie. Jego podejście do tłumaczonego tekstu było dosyć swobodne i niektórzy "profesjonaliści" zarzucali Beksińskiemu nadinterpretację pewnych fraz. Nie przeszkodziło to Beksińskiemu w tłumaczeniu wielu filmów anglojęzycznych. Przetłumaczył między innymi filmy z Jamesem Bondem, Brudnego Harrego oraz (nieśmiertelne już) skecze z „Latającego Cyrku Monty Pythona". Do tłumaczeń używał starego magnetofonu szpulowego na tzw. słuch, a tekst następnie spisywał na maszynie do pisania. Nie korzystał on z komputera ponieważ nie używał przedmiotów, których po prostu nie rozumiał. Znał na pamieć dialogi filmowe i był gotów do ich powtórzenia o dowolnej porze dnia i nocy. Między innymi słynny dialog z filmu "You Only Live Twice" (Żyje się tylko dwa razy), który częstokrotnie powtarzał:
Facet z japońskiej firmy pyta 007 podszywającego się pod szefa zakładów chemicznych, co się stało z jego poprzednikiem. "Wpadł do pulweryzatora" - wyjaśnia Bond. "Bardzo zaszczytna śmierć" mówi Japończyk. Bond: "Właśnie. Wzbudził nasz szczery szacunek".



Beksiński miał również specyficzne podejście do techniki, w szczególności do komputerów, które omijał jak najszerszym łukiem. W jednym ze swoich felietonów ujął to tak:
Gdybym zdurniał i kupił komputer, używałbym go wyłącznie do pisania - ale po co,
skoro mam maszynę? Poza tym od gapienia się w ten cholerny ekranik zawsze boli mnie głowa. Im dalej od komputera, tym lepiej
.

Na koniec przytoczę przetłumaczony przez Beksińskiego tekst do piosenki Wild Horses, grupy
The Rolling Stones, który w jakiś sposób obrazował postać Tomka Beksińskiego.

Dzikie konie
'Wild Horses' - Rolling Stones, z albumu 'Sticky Fingers'

Tak jak dziecko, łatwo jest żyć.
Wszystko co chciałaś, kupiłem ci.
Jesteś niewdzięczna, bo dobrze wiesz.
Że nie potrafię opuścić cię.


Nawet konie nie odciągną mnie precz.
Dzikie konie nie odciągną mnie precz.

Wiem, że cierpiałaś i było ci źle.
Dlatego sprawiasz bym odczuł to też.
Twoje odejścia i wiele złych słów.
Nie wystarczyło, bym zadał ci ból.
To grzeszne kłamstwo, istniejesz w snach.
Mam swoją wolność, lecz czasu mi brak.
Wiara stracona, popłyną łzy.
Może po śmierci przyjdzie nam żyć.




Los czasami jest niesprawiedliwy, ale ostrzega i zmusza człowieka do refleksji nad życiem.
Żeby nie było za smutno to na zakończenie dorzucę jeszcze skecz z Latającego Cyrku Monty Pythona, tłumaczony oczywiście przez Tomka:

Dwie skrzeczące kwoki rozmawiają o Sartrze.
W pewnym momencie jedna mówi: "Spędziłam cztery godziny na zakopywaniu kota"
"Aż cztery godziny?" - pyta druga.
"Tak. Nie chciał leżeć spokojnie, wyrywał się i miauczał".
"Więc nie był martwy?".
"Nie, ale miał kłopoty ze zdrowiem. Ponieważ wyjeżdżamy na urlop, postanowiłam go pogrzebać, tak na wszelki wypadek".




Źródło:

Odsuńcie ode mnie ten komputer goryczy - "Tylko Rock" nr 10 (86) październik 1998
http://krypta.whad.pl/html/index.php


Ps.

Powstało kilka stron internetowych poświęconych Tomkowi Beksińskiemu,
oto niektóre z nich:

http://www.beksa.ovh.org/
http://www.nosferatu.art.pl/
http://krypta.whad.pl/

niedziela, 29 stycznia 2012

Przemysł wojenny. Fabryka DEST

Deutsche Erd- und Steinwerke GmbH (DEST) kompania, która pierwotnie zajmowała się produkcją materiałów budowlanych. Siedziba jej mieściła się w Sankt Georgen (Austria), kierował nią Oswald Pohl szef hitlerowskiego WVHA – Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS, oraz SS-Obergruppenführer, który jako główny zarządca niemieckich obozów koncentracyjnych w trakcie II wojny światowej odpowiedzialny pośrednio za wszystkie zbrodnie popełnione na milionach ludzi w tych obozach).

Prawdopodobnie z powodu interwencji Alberta Speera (głównego architekta Hitlera, późniejszego ministra uzbrojenia III Rzeszy), w 1943 roku DEST, w obozach koncentracyjnych w Flossenbuergu, Mauthausen i Gusen, zmienił profil z produkcji kamienia wykorzystywanego w budownictwie na fabryki przemysłu zbrojeniowego. W Gusen postawiono 18 nowych baraków, celem zwiększenia liczby więźniów wykorzystywanych w niewolniczej pracy. Stworzono tzw. „komanda” Georgen-Muehle I, II, III i IV pracujące dla STEYR-DAIMLER-PUCH AG, austriackiej firmy zbrojeniowej przejętej przez nazistów.

Początkowo produkowano części silników dla samolotów oraz karabiny maszynowe. Jako podwykonawca wytwórni lotniczej Messerschmitt GmbH, DEST w Gusen rozwinął również produkcję kadłubów dla samolotów wojskowych tj. myśliwców typu ME 109.
DEST „zainwestował” także w budowę czterech wielkich hangarów – wyglądem przypominających baraki, w północno-wschodniej części obozu koncentracyjnego Gusen. Produkowano tam około 20 kadłubów miesięcznie dla Messerschmitta.

Przez krótki okres rozwój produkcji dla przemysłu zbrojeniowego spowodował, że nieco „polepszyły” warunku życia więźniów obozu koncentracyjnego w Gusen. Niestety ta sytuacja szybko zmieniła się w chwili kiedy Sonderstab dr inż. budownictwa Hansa Kammlera odkrył, że Gusen może się przydać jako miejsce dla rozbudowy podziemnych fabryk. Przenoszenie produkcji zbrojeniowej do podziemnych obiektów rozpoczęto w III Rzeszy w połowie 1943 roku. Powołano wtedy tzw. „Jägerstab” tj. sztab myśliwski i opracowano program przenoszenia produkcji lotniczej do obiektów podziemnych. Głównym realizatorem prac budowlanych, oprócz organizacji Todt, było SS pod kierownictwem ich szefa budowlanego, wspomnianego Hansa Kammlera. W podziemiach pobliskiego Sankt Georgen był realizowany tajny projekt pod kryptonimem B8 BERGKRISTALL-ESCHE 2.


Źródło:
http://www.gusen.org/


Tym oto krótkim tekstem przedstawiam fragment publikacji, którą zamierzam w bliższej lub dalszej przyszłości "wydać". Nie wiem w jakiej jeszcze formie. Obiecuję, że rozwinę pewne wątki, które pojawiają się w tym tekście

Historia Herberta Wertha

Ponad 100 lat temu na terenie ówczesnego powiatu strzeleńskiego (obecnie inowrocławskiego), w 1909 roku w Woli Wapowskiej, urodził się niejaki Herbert Werth, oficer nazistowskiej formacji paramilitarnej Schutzstaffel, znanej pod skrótem SS.

Młody Werth był zdolnym i ambitnym człowiekiem. Studiował prawo i nauki polityczne w Berlinie oraz Konigsbergu (historycznie polskim Królewcu), a obecnie rosyjskim Kaliningradzie. W 1931 roku Werth zdecydował się zapisać do studenckiej organizacji Nationalsozialistischer Deutscher Studentenbund – NSDStB, która była częścią Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników (niem. Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei) – partii nazistowskiej. Następnie, w sierpniu 1932 roku, wstąpił do nazistowskiej NSDAP, partii sprawującej totalitarną władzę w III Rzeszy. Październik 1933 roku był dla młodego Herberta Wertha przełomowy, dołączył on do szeregów SS, paramilitarnej i elitarnej formacji nazistowskiej, podległej NSDAP - (Die Schutzstaffel der NSDAP). Kilka lat późnej, w czerwcu 1937 roku, Werth skończył studia w Konigsbergu. Tam został doradcą (radcą) prawnym przy Deutsche Arbeitsfront (DAF) - niemieckim związku zawodowym, działającym pod nadzorem NSDAP, łączącym robotników i pracodawców. Rok później, przydzielono jemu stanowisko z którego kandydował na inspektora w biurze Gestapo w miejscowości Allenstein (współczesnym Olsztynie). Werth zdał egzaminy i ukończył z powodzeniem studia, został mianowany na detektywa – inspektora i przydzielono do Reichssicherheitshauptamt (RSHA) – Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy. Był pracownikiem owianego złą sławą „Departamentu IV”, tajnej policji państwowej znanej jako Gestapo. Szefem departamentu IV był Heinrich Müller, uznany po II wojnie światowej za zbrodniarza hitlerowskiego, jego podwładnym był Adolf Eichmann, główny architekt planów Holocaustu, schwytany w 1960 roku w Argentynie przez agentów izraelskiego wywiadu.

Około 1942 roku z głównej kwatery Gestapo przeniesiono Wertha do Grecji, prawdopodobnie. W Atenach został przydzielony do Einsatzkommando – specjalnej grupy operacyjnej, takich komand było wiele, każde miało swój teren działań. Grupa ta była przeznaczona do działań w Tunezji. „Einsatzkommando Tunis” było kierowane przez Waltera Rauffa – oficera SS, podczas agresji na Polskę odpowiedzialnego za techniczne wyposażenie i przygotowanie grup operacyjnych, ponosił on również główną odpowiedzialność za rozwój ruchomych komór gazowych. Komanda, do których należała grupa tunezyjska, miały za zadanie eliminowanie Żydów, partyzantów, komunistów oraz członków radzieckiego NKWD. Pierwotnie komando Obersturmführera Wertha miało być oddelegowane do działań w Egipcie.

Niepotwierdzone źródła wskazują na to, że jednostka do której należał Werth powstała 29 lipca 1942 roku w Atenach, bądź też została ona tam wysłana. Składała się ona m. in. z 7 oficerów, 17 podoficerów oraz około 3.000 żołnierzy, funkcjonariuszy SS i Gestapo.

Kwatera główna zlokalizowana była w Tunisie, stolicy Tunezji, w prywatnym hotelu – Hotel et Restaurant Eugenie, Place la Cardinal Lavigerie (obecnie Bab Bhar Square).

Z uwagi na walki z aliantami w Północnej Afryce, po I bitwie pod El Alamein i powstrzymaniu pochodu armii Erwina Rommla przez brytyjczyków na Aleksandrię i Kair, we wrześniu 1942 roku komando wróciło do Berlina. Pomimo znacznych strat podczas bitwy pod El Alamein, zginęło tam około 20.000 żołnierzy niemieckich i włoskich a 7.000 trafiło do niewoli, jednostka Wertha nie poniosła żadnych strat. „Einsatzkommando Tunis” miało swoje „specjalne” przeznaczenie.*

*Niestety tutaj moje poszukiwania utknęły w miejscu, ale szperam dalej może uda mi się jeszcze pociągnąć tę historię dalej.

Szklany dom

Niedawno dotarłem do amerykańskiego magazynu Popular Science Monthly. W styczniowym numerze tego magazynu z 1930 roku ukazał się artykuł podtytułem "House with Glass Walls Exhibited in Poland" (Dom ze szklanymi ścianami wystawiony w Polsce). Ówczesny amerykański czytelnik mógł dowiedzieć się, że w Poznaniu zbudowano niezwykły i nowoczesny budynek o niespotykanych, jak na tamte czasy cechach i kształcie. Pomysłodawcy zaprezentowali nowoczesną konstrukcję, sugerując jak mogą wyglądać domy w niedalekiej przyszłości.


***

Nie wiem dlaczego ale utwór House of the Rising Sun z 1964 roku grupy The Animals skojarzył mi się z tym domem.


Music non stop

Co w muzyce jest najlepsze...??? Głupie pytanie. Najlepsze są teksty, a poźniej dzwięk i cała tam reszta, łącznie z tą komercyjną zadymą. Oto 2004 rok w "mojej muzyce" stał się rokiem przełomowym, ponieważ na brytyjskiej scenie muzycznej pojawiła się jedna z ciekawszych kapel - Kasabian. Jednym słowem była to niezwykła zadyma, zarówno dźwiękowa, jak i tekstowa. Tak w ogóle to niezła płyta, którą polecam każdemu kto lubi dobre brytyjskie granie, nie wspominając o tekstach piosenek. Powiem krótko, na półce z płytami zaczęła dominować muzyka elektroniczna i filmowa, dochodziłem wtedy do wniosku, że rock upada i czas się poddać (byle nie umierać) - polski rock wtedy upadł, choć o tym jeszcze kiedyś napiszę. Na szczęście pierwsza płyta Kasiabian połechtała moje ego i przypomniała o tym, że w słuchanej muzyce nadal ważny jest tekst i cała ta zabawa w zrozumienie tego o co tam chodzi, nie wspominając oczywiście o dochodzącym od czasu do czasu jazgocie z głośników denerwującym pewnie domowników, jak i sąsiadów. Jakkolwiek mówiąc płyta ta zmobilizowała mnie do solidniejszej pracy nad językiem angielskim, co zakończyło się później moimi kilkuletnimi przygodami w kraju Sherlocka Holmesa.
Jakkolwiek mówiąc poniżej jest tekst utworu, który najbardziej wrył się w moją pamięć... oczywiście po angielsku ;]

Club foot

One...take control of me?
You're messing with the enemy
Said its 2, it's another trick
Messin with my mind, I wake up
Chase down an empty street
Blindly snap the broken beats
Said it's gone with the dirty trick
It's taken all these days to find ya

Uh,
I tell you I want you
Uh
I tell you I need you

Friends, take control of me
Stalking cross' the gallery
All these pills got to operate
The colour quits and all invade us
There it goes again
Take me to the edge again
All I got is a dirty trick
I'm chasin down all walls to save ya

(...)


Dla jednych może to być dziwny utwór ale nie dla mnie...



#

Zmieniając klimat to pragnę przypomnieć jeszcze o Nine Inch Nails i ich niesamowitym albumie Pretty Hate Machine, według mnie objawienia w industrialu i elektronice, który przybija człowieka do podłogi swoimi 9-calowymi gwoździami. Niesamowita odpowiedź na końcówkę kiczowatych lat 80-tych XX wieku i zapowiedź nieodwracalnych zmian, zarówno w muzyce, jak i światopoglądzie dorastającej wtedy młodzieży. Utwory Something I Can Never Have oraz Head Like a Hole zmuszają słuchacza przynajmniej do refleksji, a nie do tępego kiwania głową w rytm muzyki. Warto sobie przypomnieć te klimaty... Jakkolwiek mówiąc to nie goci, to nie emo ale dziewięciocalowe gwoździe ;]

Something I Can Never Have


Head Like a Hole



a na deser perełka Terrible Lie



#

w tym tygodniu w moim odtwarzaczu królują następujące albumy:
The Allman Brothers Band - Live At Fillmore East (1971)
New Model Army - Thunder And Consolation (2005)
Editors - In This Light and On This Evening (2009)
The Black Keys - El Camino (2011)

#

a na dobranoc

The Black Keys - Lonely Boy - polecam ;]


Prawda

Faktycznie łatwo powiedzieć - "odkrywajmy prawdę". No tak, ale jaką prawdę?!? Jest to nieco irracjonalne pytanie. Jak stwierdził ksiądz Józef Tischner prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda. Tego powinniśmy się trzymać. Wydawałoby się, iż jest inaczej. W porządku moi drodzy, sądzę, żeby lepiej odkrywać prawdę, nawet taką, że nie ma przyszłości. Brzmi to dosyć nihilistycznie. Czy trudno tę "prawdę" obalić? Kto wie? Kilka dekad wstecz było to krzykliwe hasło należące do subkultury punków i wyróżniające ją w jakiś sposób ze społeczeństwa. Dzisiaj hasło to (bądź prawda) stało się ono etykietą prawie każdego sfrustrowanego i poirytowanego człowieka. Wychodzę z założenia, iż (niestety) zmanipulowano nas, jako społeczeństwo. Wmówiono nam, że faktycznie jej nie ma - nie ma przyszłości. Społeczeństwo uwierzyło, iż jej nie ma. Niepotrzebnie dawać nadzieję, bo jeszcze ktoś się rozmarzy. Proszę pomyśleć. Wydawałoby się, że ta prawda, iż nie ma przyszłości jest absurdalna. Jednak jest to sygnał jaki dociera do nas z każdego możliwego miejsca, począwszy od telewizji poprzez internet, radio i prasę, a skończywszy na otaczającym nas społeczeństwie oraz jego formalnych, a także nieformalnych reprezentantach, tzn. politykach i innych guru. Sygnał, który cały czas nam przypomina, iż jest niedobrze, jest źle, jest kryzys. Co chwilę słyszymy, że musimy się ograniczać nie tylko w wydatkach, ale co gorsza i w myśleniu, tworzeniu nowych idei, pomysłów, etc., a także (jakby nie powiedzieć, że przede wszystkim) wolności... Przecież chcemy tej wolności?! W mniejszym lub większym stopniu nasi rodzice i dziadkowie o nią walczyli. Okazuje się, że wolność to sprawa eksluzywna i przeznaczona dla wybranych, niczym najnowszy produkt w markecie. Korporacje i rządy wychodzą z założenia, że nie warto człowiekowi dawać jakiegokolwiek wyboru, należy go kontrolować. Tak więc poddaliśmy się i oni za nas decydują. "Wybraliśmy za ciebie, czuj się wolny". Mam wrażenie, iż ktoś wychodzi z założenia, że trzeba ograniczać ludzkie potrzeby do systemowych rozwiązań. Łatwiej nad jednostką, jak i społeczeństwem zapanować. Pytanie - jak to możliwe? Odpowiedź - straciliśmy instynkty, niczym wykastrowane koty. Dlaczego żyjemy tak jak żyjemy? Banalne - ale prawdziwe pytanie. Kto tego chce? Sami chcemy. Przyzwyczajamy się, akceptujemy bzdurę. To styl życia..., który należy zmienić. Podpowiem, iż lepiej przyjrzeć się temu z boku, a nie brnąć w to coraz głębiej i głębiej. Co do prawdy o której mowa, to każdy z nas powinien doskonale wiedzieć, jaka ona jest. Jest to gówno prawda. Po prostu, potrzebujemy więcej dystansu.

***

Jakkolwiek traktując temat "prawdy" myślę, że Armia i jej utwór Niezwyciężony z płyty Legenda przyda się w tym momencie.


Coś na początek

Wszyscy dookoła piszą blogi i zastanawia mnie jedna rzecz, jakże trywialna, kto je czyta? Naiwne pytanie na które nikt pewnie mi nie odpowie. Nieważne. A może inaczej, dlaczego ktoś je pisze? hm... dla komercyjnego i niekomercyjnego katharsis? Tego (jeszcze) nie wiem, ale co tam - coś trzeba robić, no nie?! Tak więc ja również zamierzam się "wpisać" (nie mylić z zapisać), w społeczność blogerów, tak więc zaczynam...
a co? Cokolwiek i tyle.

***
Na początek Depeche Mode oraz World in My Eyes.