Mój blog traktuję jako płaszczyznę komentowania otaczającej mnie rzeczywistości, a także jako pewną formę eksperymentu, zabawy oraz pamiętnika. Można tutaj poczytać o tym co mnie interesuje, inspiruje i irytuje.
Zapraszam.
Spośród tysięcy płyt jakie miałem okazję przesłuchać, mniej lub bardziej uważnie, zawsze przebijały się dźwięki nagrane przez Józefa Skrzeka oraz jego grupę SBB. Dźwięki zbyt ambitne i trudne, jak na codzienne słuchanie. Ale wieczór i dobre słuchawki to wszystko zmienia. Nie będę polemizował ze znawcami w temacie dokonań Skrzeka i SBB. Jednak, jak zwykle subiektywnie, muszę zaznaczyć, iż wszelkie grupy pałające się progresywnym graniem mają niezły przykład do naśladowania na wiele lat. Odsłuchując jakiekolwiek nagranie Józefa Skrzeka ma się wrażenie, że każdy instrument ma swoje miejsce i czas, podobnie wokal. Może po latach, ale szczerze przyznaję, że dokonania Pink Floyd i King Crimson odstają od geniuszu muzycznego Józefa Skrzeka. Naraziłem się fanom? To jednego uczy, nie bądź muzycznym ortodoksem. Z tym też wiąże się moje postanowienie noworoczne... więcej polskiej muzyki muszę słuchać... i oczywiście ją doceniać.
***
Tak więc realizujmy już te postanowienie... Koncert Żywiołów... dla wytrwałych ;)
Chwilę mnie nie było, a raczej parę miesięcy... co zrobić efekt pracoholizmu...
***
Jakie moje spostrzeżenia na dzień dzisiejszy? Ze smutkiem stwierdzam, że niestety armagedon nadszedł i to do tego wszystkiego w postaci Jarka Kaczyńskiego. Ów premier premierów, niewybrany, acz prawdziwy prezydent narodu nie zostawił nam ani jednego normalnego dnia, w którym można by coś uczcić bez jego udziału. Syndrom 10 kwietnia uderza niczym wirus i zakłóca kolejne ważne daty. 4 czerwca, 11 listopada i 13 grudnia zostały odarte z godności, tudzież normalności. Nowa symbolika zaśmieciła przestrzeń publiczną. Istny syf, kiła i mogiła. Mam nadzieję, że zbliżające się święta nie będą jednak pod znakiem gwiazdy Jarka i jego kaczej ferajny wspieranej przez kibolskie i moherowe kohorty...
***
A co w muzyce u mnie gra? Coraz częściej lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku. Duch Morrisona i Hendrixa nie daje spokoju. W wolnej chwili w odtwarzaczu lądują pyszne kawałki, jakże doskonałej klasyki. Cokolwiek by nie powiedzieć to klasykę pozostawmy klasyce i niech tak zostanie.
Tym razem podzielę się równie klasycznym, acz ciągle tworzącym muzykiem, jakim jest niejaki Gary Numan, ojciec chrzestny synth popu. Jego wokal jest niezwykle charakterystyczny i zapadający w pamięć. Co ciekawe ma on wystąpić w Polsce w ramach trasy Splinter Tour, promującej najnowszą płytę Splinter (Songs From A Broken Mind). Jego (nieco) pokręcone dźwięki i niesamowity głos krąży za mną od pierwszych audycji Tomka Beksińskiego w radiowej Trójce od jakichś dwudziestu lat. Kawał czasu... Tak więc zapraszam do odsłuchania nowego dzieła mistrza... koncertowo.