czwartek, 19 kwietnia 2012

Spacer po lesie

W ostatnią sobotę była niezła pogoda, tak więc skorzystaliśmy z tego faktu i wypuściliśmy się w kierunku Osowej Góry. Co ciekawe 21 grudnia 1908 roku powstała tam wieś niegdyś funkcjonującego pod nazwą Hoheneiche – Wysokie Dęby. Podziwialiśmy las, wyłączoną z użytku linię kolejową oraz jakieś tam obiekty wojskowe... niestety ogrodzone.
***
W czasie II Wojny Światowej od 1939 do 1945, w tym lesie zlokalizowane były tajne zakłady zbrojeniowe, które funkcjonowały pod nazwą Luftamunitionsanstalt 1/II Bromberg gdzie hitlerowcy produkowali rakiety V-1.
***
Oczywiście ja tam jeszcze wrócę… jak na razie kilka fotek ze spacerku.
***








Status Quo z Wielkiej Brytanii przypomni nam stary ale nadal wspaniały przebój In the Army Now z 1986 roku.
Dodam jeszcze, iż jest to cover grupy Bolland and Bolland, który powstał w 1981 roku. Dla fanów rocka lat osiemdziesiątych XX wieku przypomnę, że w oryginalnej wersji utworu In the Army Now w wykonaniu Status Quo słychać glamrockowca Noddiego Holdera wokalistę innej brytyjskiej kapeli Slade, wykonującego właściwie jeden ale wbijający się w pamięć wers – Stand up and fight.
Inna historia to wykonanie tego utworu przez słoweńską grupę Laibach, która gra rocka industrialnego. Utwór ten znalazł się na albumie pt. NATO z 1994 roku, zawierającym covery utworów o tematyce wojennej – zainspirowanym wydarzeniami wojennymi w Bośni i Hercegowinie.
W 2009 roku ten utwór został wykorzystany przez francuską grupę Les Enfoirés jako Ici Les Enfoirés. Niemiecka grupa Fee w 1987 roku wykonała In the Army Now w swoim ojczystym języku, jako Du mußt zur Bundeswehr.
Jak na razie polskiej wersji jeszcze się nie dorobiliśmy, ale kto wie...

Pęd do władzy czyli przypadek Jarosława K.

Zrobiłem sobie detoks od oglądania w telewizji wszelkich programów informacyjnych, a także czytania czegokolwiek związanego z polityką w Internecie, wytrzymałem prawie dwa tygodnie. Nie powiem, że wróciłem do nałogu, ale co tam, trzeba utrzymywać kontakt z rzeczywistością, bo człowiek może skończyć jak Korea Północna, czy też Albania w latach siedemdziesiątych XX wieku. Na szczęście czas ten wypełniłem czytaniem książek i wręcz nałogowym oglądaniem w kablówce programu National Geographic. Pożytecznie czas spędzony, ale jak wspomniałem trzeba wrócić do rzeczywistości…
***
Druga rocznica katastrofy smoleńskiej wywołała we mnie niesmak. Niejaki Jarosław K., człowiek uzurpujący sobie prawo do nazywania go wielkim patriotą, wykrzykuje, że walczy o to, żeby Polska stała się w końcu państwem wolnych Polaków. Jednym słowem ten człowiek wzywa do politycznego dżihadu, tylko mam pytanie – czyją on wiarę chce wzmocnić? Wychodzi na to, że swoją. Jakkolwiek mówiąc czuję się jeszcze wolny, choć pewne rzeczy mi się nie podobają… ale nie mam zamiaru oddawać się wolności w proponowanym wydaniu.
Wspomniane słowa Jarosława padają podczas wiecu w Krakowie na Wawelu, przy grobie pary prezydenckiej. Cóż modlitwę i skupienie zastąpił wiec polityczny. Jest to żenujące i poniżej jakiekolwiek poziomu, bowiem wykorzystywanie miejsca pochówku do celów politycznych – czyli zdobycia władzy, nie jest na miejscu. Cóż polityka w wydaniu wodza Jarosława jest grą emocji służąca do zdobycia władzy. Jestem politykiem, czyli człowiekiem, który z natury rzeczy powinien zabiegać o władzę - to słowa wypowiedziane przez Jarosława K., dnia 18 kwietnia 2012 roku, w drugą rocznicę pogrzebu brata i jego małżonki, zdradzają jakie są jego intencje. Ślepo dążyć do władzy i wywoływać jakąś rewolucję ta są główne cele wodza partii.
Szczerze to ja dziękuję za jakiekolwiek rewolucje w wydaniu Jarosława i jego ekipy. Dwa lata rządów Prawa i Sprawiedliwości w latach 2005-2007 ukazały poziom i zaangażowanie tej partii w życie społeczne i ekonomiczne Polski. Ekipa Jarka, oczywiście za jego przyzwoleniem, ingerowała w każdą dziedziną życia, pozostawiając za sobą absoluty nieład. Dodając to tego mieli zamiar budować IV Rzeczpospolitą na dość niezrozumiałych i chwiejnych podstawa. Na szczęście założenia, jakie przyjęli, nie spełniły się. Jednak da się zauważ, iż nadal ślepe dążenie do władzy bezkrytycznie akceptuje część polskiego społeczeństwa.
Wiadomo, każdy ma swoje przekonania, ja powiem krótko dziękuję politykom dążącym do władzy poprzez wykorzystywanie śmierci innych ludzi. Niestety mam wrażenie, że za rok w trzecią rocznicę katastrofy, jeśli politycy oraz dziennikarze nie opamiętają się, to będziemy świadkami powrotu do intensywnych debat na temat smoleńskiej tragedii oraz ponownego inicjowania tak zwanego politycznego konfliktu, a także pomysłu na „lepsze państwo” wg Jarosława K.
***
Podsumowując zacytuję fragment Listu o tolerancji Johna Locka po prostu wydaje się rzeczą koszmarną, jeżeli ludziom w tak jasnym świetle mrok oczy przesłania.
***
Closterkeller w jakże sugestywnym utworze Władza.

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Obozowi kapo

Wracamy do końca II Wojny Światowej i obozu w Gusen. Z korespondencji Brytyjczyka Johna Cartera (o nim wcześniej pisałem) kierowanej do podpułkownika M. W. Keach'a, dowódcy Gusen pod amerykańską jurysdykcją, można dowiedzieć się o więźniach internowanych w obozie Gusen, których dane zostały przekazane do kwatery głównej dowództwa 11 Dywizji Piechoty, jako recydywistów. Byli to owiani złą sławą obozowi kapo i nie tylko. Funkcja ta była pełniona przez więźniów w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Prawdopodobnie słowo kapo wywodzi się ze skrótu określenia Kameradenpolizei, czyli w policja koleżeńska, jakkolwiek mówiąc nie ma jednoznacznej etymologii tego słowa. Jedno jest pewne, iż kapo był więźniem pełniącym funkcje dozorcy innych więźniów. Na funkcje kapo wybierano często kryminalistów i sadystów. Kapo cieszył się wieloma przywilejami. Za pełnioną funkcję otrzymywał dodatkowe porcje żywności. Miał bardzo dużą władzę nad podległymi więźniami. Kapo praktycznie był bezkarny, bowiem za pobicie, odebranie jedzenia bądź zabicie więźnia nie groziły mu żadne kary.

Brama wjazdowa do obozu w Gusen 

***
Tak jak udało mi się ustalić pismo Cartera było z dnia 17 maja 1945 roku, czyli napisał on je kilka tygodni po wyzwoleniu obozów Mauthausen i Gusen. Carterowi udało się zebrać dane o 23 obozowych kapo i kierownikach obozu. Wszystkich postaci nie będę przedstawiał, sądzę, iż warto skupić się kilku osobach, które w pewien sposób oddają obraz terroru jaki panował we wspomnianych obozach koncentracyjnych. Dla kontrastu autor wspomnianej korespondencji opisał także osoby pełniące funkcje kapo, które nie wyrządzały tak okrutnych krzywd jak inni.

Kapo wykonujący karę na więźniu

***
Ludwig Schlammer był recydywistą, przed wybuchem wojny został skazany przez niemiecki wymiar sprawiedliwości na wieloletnią karę więzienia. Był on jednym z najbardziej okrutnych kapo w obozie, odpowiedzialny za śmierć wielu osób. Gusen opuścił w 1943 roku, został przeniesiony do innego obozu. Tak właściwie to ślad po nim zaginął. W liście Cartera ktoś dopisał długopisem - "powinien zostać znaleziony".
***
Niejaki Walter Junge był kapo od budownictwa i murarstwa. Tak zwani "chronieni ludzie" pracowali w jego komando. Również jak poprzednik był niezwykle okrutny w traktowaniu ludzi, a także odpowiedzialny za śmierć dziesiątek osób. Na początku 1945 roku przed końcem wojny został przymusowo zaciągnięty do Volkssturmu. Jego oddział został zdemobilizowany i zdążył on opuścić obóz przed dotarciem wojsk amerykańskich. Carter zaznaczył w swojej korespondencji, iż należy go odnaleźć.
***
Nieznany z imienia Matucha, kapo nadzorujący budowę obozu w 1940 roku był nie lepszy od wspomniany powyżej. Brutalny i niezwykle psychopatyczny osobnik, odpowiedzialny także za śmierć wielu więźniów. W 1941 roku przeszedł do obozu w Mauthausen. Zmarł w 1943 roku w dosyć okrutny sposób, zanim został zabity esesmani napuścili na niego psy. Prawdopodobnie został on zabity na zlecenie, z uwagi na fakt, iż był zbyt brutalny co niezbyt podobało się władzom obozu. Kierownik obozu w Mauthausen esesman Bachmeyer, również odpowiedzialny za śmierć wielu osób, osobiście umierającego od ran Matuchę wykończył.
***
Również nieznany z imienia Niemiec Wolf, był kapo przez kilka miesięcy, a następnie przez dłuższy czas był szefem jednego z bloków więziennych. Zasłynął z niezwykłej brutalności, został wybrany na nadzorowania nowego bloku więziennego w obozie Gusen II. Został zabity przez więźniów jak tylko wkroczyły wyzwalające obóz wojska amerykańskie.
***
Morren (lub Morrent), również był odpowiedzialny za śmierć wielu osób. W 1943 roku wysłano go do innego obozu, prawdopodobnie do Wiednia, mogły to być również Neustadt lub Neudorf. Z informacji uzyskanej od świadka, Polaka niejakiego Józef W. (pełne nazwisko nie zostało ujawnione w korespondencji) wynika, że podczas ucieczki z obozu Morren został schwytany przez esesmanów i rozstrzelany.
***
Byli również kapo tacy jak Niemiec Gercken, który był szef bloku więziennego oraz tak zwanym lager kontrolle, na początku dosyć szorstki w stosunku do więźniów, jednak pomagał uwięzionym. Wiele osób potwierdziło fakt, iż nie zamierzał uciec przed wojskami amerykańskimi, jak i też więźniowie oszczędzili podczas samosądów. Gercken opuścił obóz podczas nadzoru wojsk amerykańskich. Prawdopodobnie przed wybuchem wojny spędził około dwadzieścia lat w niemieckim więzieniu.
***
Karl Horcika (lub Horcićka) obozowy Kapo – od sprzątających oraz cieśli. Odpowiedzialny za śmierć wielu osób. Był przesadnie okrutny. Opuścił obóz z oddziałem Volkssturmu, trzy tygodnie przed nadejściem wojsk amerykańskich. Carter w tym przypadku zaznaczył, iż niezwykle ważne było schwytanie jego i osądzenie.
Jak udało mi się ustalić Karl Horcicka, został schwytany przez Aliantów i osądzony 10 października 1947 roku w jednym z procesów załogi Mauthausen-Gusen przed Amerykańskim Trybunałem w Dachau, za zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciw ludzkości popełnione w czasie II wojny światowej na obywatelach narodów alianckich (Stany Zjednoczone przeciwko Karl Horcicka i inni, zbrodnie popełnione w okresie od 1 stycznia 1942 do 5 maja 1945 roku).
***
Kolejny przypadek to Johann van Lösen, przez długi czas był obozowym kapo, prawdopodobnie był odpowiedzialny za śmierć kilkuset więźniów, więcej niż wyżej wymienieni Kapo razem. Specjalnością jego było mordowanie więźniów, poprzez topienie swoich ofiar nawet w wiadrze wody. Dzięki swojej brutalności został wybrany na lidera nowego obozu Gusen II. Na jednym z forów internetowych udało mi się ustalić, iż w nocy z 21 na 22 kwietnia 1945 roku w Gusen II van Lösen wraz z więźniami Zygmuntem Zapartem i Feliksem Jakubowskim zamordowali łomem i siekierą około 600 chorych i słabych więźniów. Uciekł on dzień przed przybyciem wojsk amerykańskich. Carter i w jego przypadku wskazał, iż niezwykle istotne byłoby schwytanie tego człowieka.
***
Wugenig Richard – przez okres około 5 lat był na stanowisku Ober Kapo kamieniołomów w Gusen. Stanowisko to otrzymał dzięki swojej bezwzględności i okrucieństwu w stosunku do więźniów. Był on odpowiedzialny za śmierć wielu ludzi. Krótko przed przybyciem aliantów uciekł z obozu, został jednak schwytany i zabity przez więźniów tego obozu.
***
Kolejny zbrodniarz Lipinski był kapo przy kamieniołomach, następnie Ober Kapo przy budowie linii kolejowej z Gusen do St. Georgen. Również bezwzględny, jak wyżej wymieniani, odpowiedzialny za śmierć wielu więźniów. W 1943 roku przeniesiony do innego obozu. Nie wiadomo jakie były jego dalsze losy.
***
Następny kapo wymiony przez Cartera - niejaki Kern, był szefem stolarni, w której budowane były cele więzienne. Dla świadka Józefa W. Kern nie był źródłem do narzekań. Carter również potwierdza ten fakt, nadmienia, że był on bardzo porządnym Niemcem i nie uciekał się do złego traktowania więźniów.
***
Hermann Amelung, jeden z najgorszych osobników.Carter nie chcąc pewnie się powtarzać zaznaczył jedynie, iż zabił on wielu ludzi. Podczas oswobodzenia obozu, został stracony przez więźniów, również okrutnie jak on ich traktował.
***

Kamieniołomy w Gusen

Niemiec Bruno Weidemann o pseudonimie Meta, przez krótki czas był kapo w krematorium. Był niezwykle okrutnym człowiekiem, przyczynił się do śmierci wielu więźniów. Przez władze obozu został on specjalnie wyselekcjonowany do pracy w drugim obozie – Gusen II, w krótkim czasie zginęło tam sporo ludzi. Cechą charakterystyczną owego Mety było to, że był wytatuowany od stóp do głów. Widziano go jeszcze w czasie wyzwolenia obozu, od tamtej chwili jednak zniknął. Nie wiadomo czy udało mu się uciec czy też został on stracony przez więźniów.
***
Emil Sommer, przez wiele lat kapo w obozowym szpitalu. Uczynił wiele dobrego w obozowym szpitalu, pomagając więźniom, kiedy tylko było to możliwe. Jest pewne, że nikt nic nie miał w stosunku do niego do zarzucenia. Co ciekawe Carter skomentował, że dobrze z nim się znał i szanował, jednak nie pałali sympatią do siebie, ponieważ Sommer był Brytyjczykiem, który popierał idee socjalizmu... a sam Carter nie.
***
Heinrich Roth przez krótki czas był szpitalnym kapo, znany był z zabijania więźniów poprzez wstrzykiwanie trucizny w żyły więźniów. Zmarł w 1941 roku, nie podano przyczyny śmierci, prawdopodobnie mógł umrzeć od zastrzyku w ramach zemsty, jednak nikt nie potwierdził tego.
***
Helmut Becker pochodził z Hamburga trafił do Gusen z Mauthausen, głównego obozu. Przez krótki czas, w 1941 roku, był kierownikiem obozu. Bardzo okrutny, odpowiedzialny za śmierć wielu więźniów. Został skazany na śmierć za kradzież złota oraz innych wartościowych przedmiotów. Został on zlikwidowany przez SS w 1943 roku.
***
Karl Rohrbachener (Rohrbacher), w 1941 roku został wysłany z Mauthausen do Gusen, po śmierci poprzednika Beckera, pełnił przez krótki okres obowiązki kierownika obozu. Nikt w tym czasie nie narzekał bądź cierpiał z jego powodu, traktował on ludzi dosyć dobrze. Przyczynił się do zmniejszenia kar, jakie dotykały więźniów każdego dnia. W maju 1945 roku był jeszcze w Mauthausen, co wynikało z uzyskanych informacji, reprezentował więźniów wspierających nowe ówczesne austriackie władze.
***
Carter na zakończenie swojej korespondencji zaznaczył, iż materiał został zebrany dzięki Panu Józefowi W., więźniowi polskiej narodowości, który był aresztowany 11 kwietnia 1940 roku i wysłany do obozu Sachsen-Hausen (od 3 maja 1940 do 4 czerwca 1940), a następnie zesłany do Gusen. Numer obozowy 49630.

Schwytani kapo po wyzwoleniu obozu w Gusen przez amerykańską armię

***

Nie chcę jeszcze puentować tego tematu ponieważ będę nie raz wracał do historii Gusen i Mauthausen, ale warto spojrzeć na ten temat również z socjologicznego punktu widzenia i przeanalizować sposób funkcjonowania obozów koncentracyjnych wewnątrz, tj. stosunki (nazwijmy je jeszcze) społeczne. Jak układała się hierarchia wewnątrz obozu dobrze opisuje jedna z książek Stanisława Grzesiuka Pięć lat kacetu.

***
Tak dla zadumy i refleksji to zachęcam do posłuchania Pink Floyd i jakże pięknego utworu High Hopes.

środa, 11 kwietnia 2012

Była sobie kolej…

W poniedziałek wielkanocny zapuściliśmy się do Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku w Myślęcinku. Wśród budzącej się do życia natury niestety rdzewieje już zapomniana atrakcja turystyczna – Myślęcińska Kolej Parkowa.










***

Ponad pół roku temu spaliła się cała lokomotywownia wraz ze znajdującymi się w niej dwoma lokomotywami i częścią wagonów. Od tego czasu ruch na linii został wstrzymany, a 29 września 2011 roku podjęto decyzję o jej likwidacji. Jestem zdziwiony, że zdecydowano się na takie rozwiązanie, sądzę, że szansa na reaktywację tej kolejki byłaby możliwa przy przychylności władz miasta Bydgoszczy, a także grupie ewentualnych sponsorów i pasjonatów kolei wąskotorowej. Co ciekawe w Polsce zbudowano 1090 lokomotyw typu WLs50, w tym te dwie z Myślęcinka...

***

Żeby było do rytmu to polecam Kraftwerk i jak najbardziej w temacie utwór Trans Europa Express z 1977 roku.

sobota, 7 kwietnia 2012

Jak tu nie myśleć politycznie?

Sprawa emerytur i dłuższej pracy, a także zamieszanie wokół ACTA, nie wspominając o reszcie, w jakiś sposób pobudziła niemrawe polskie społeczeństwo. Efektem troski rządu o lepsze życie obywatela tego kraju miała być debata nad codzienną egzystencją przeciętnego Kowalskiego. Niestety społeczeństwo zostało na lodzie... jak zwykle. Temat co Kowalski ma wrzucić do garnka, jak opłacić rachunki oraz wychować dziecko został odłożony i zastąpiony "ciekawszymi". Dyskusja prowadzona przez "elity polityczne", które nie potrafią przedstawić jakiegokolwiek konstruktywnego rozwiązania, przeskoczyła na inne tory. Nie wspominając o tym, iż owa "elita" jawnie i w perfidny sposób dusi jakąkolwiek inicjatywę oddolną. Po wszystkich tych aferach, sądziłem, że dojdzie do większego otwarcia ze strony rządu i opozycji w kierunku społeczeństwa. Zamiast chęci rozmowy i zaproszenia do niej, postawiono mur. Fasadą tego muru są politycy od lewej do prawej strony oraz - nie wiadomo co (kogo) reprezentujące - związki zawodowe żyjące legendą lat osiemdziesiątych XX wieku. Zamiast konkretnych rozwiązań ze strony opozycji i nieszczęsnych związków zawodowych to można tylko usłyszeć populizm oraz demagogię. Czasami, jak słyszę pewne argumentacje, to czuję się jakbym żył w średniowieczu. Zarówno w przypadku ACTA oraz przyszłych emerytur, jak zwykle, nie ma gwarancji, czy zaproponowane rozwiązania mają sens i przełożenie na rzeczywistość ekonomiczną i społeczną. Według mnie w sprawie emerytur Donald Tusk i Waldemar Pawlak bali się szerszego dialogu i uratowali swoje stanowiska i wpływy, a reszta to rzecz wtórna. Wracając jeszcze do umowy ACTA to na początku kwietnia Komisja Europejska wysłała tę umowę do Trybunału Sprawiedliwości UE, żeby wyjaśnił związane z nią obawy. To jest efekt protestów setek tysięcy ludzi w Europie... zamiast odrzucić umowę to teraz politycy i urzędnicy będą udowadniać merytorycznie bełkot korporacyjnych hien. Komisarz ds. handlu Karel De Gucht wezwał Parlament Europejski, by z głosowaniem nad kontrowersyjnym porozumieniem poczekał na ocenę Trybunału. Wydanie opinii może zająć co najmniej rok. Czyli następna sprawa, która nie wiadomo jak się skończy...
Efektem tego wszystkiego jest to, że "elity" się dogadały a reszta jak zwykle ma figę z makiem. Jakkolwiek mówiąc Machiavelli zdobył sławę wiodąc, iż rządy nie powinny podlegać tym samym ograniczeniom moralnym co jednostki. Niestety jest to ciągle aktualne, rządzący żeby utrzymać władzę muszą prawo moralne łamać... jednak warto czasami pomyśleć dlaczego została podjęta taka decyzja a nie inna.
***
Nieco pesymistycznie ale winę zrzucam na pogodę. Tym razem Myslovitz i utwór Sprzedawcy marzeń...
***
A tak w ogóle to owcy, kozy czy baranka, prezentu od zająca z samego ranka, święconki jadalnej, pisanki nie banalnej, dyngusa bardzo mokrego i czasu radosnego.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Music non stop

Koniec marca... początek kwietnia, miały być inne plany, a tu pada śnieg, grad, deszcz i inne cuda z nieba. Jakkolwiek mówiąc człowiek jest zmuszony do siedzenia w domu, no bo gdzie tu się ruszyć... Na szczęście w taniej książce zaopatrzyłem się w kilka książek, a także, co najważniejsze zrobiłem porządek (częściowy) na półkach z płytami. Muszę przyznać, że ma to swoje dobre strony, bowiem udało mi się dzisiaj znaleźć nieco zapomniany przeze mnie film dokumentalny na DVD zatytułowany Rattle and Hum, który opowiada o irlandzkiej grupie U2. Dokument ten jest z 1988 roku i powstał on krótko po tym jak U2 nagrało niezwykle ważny album The Joshua Tree. Z perspektywy czasu album ten zakończył pewien etap rozwoju tej grupy. Nikt wtedy jeszcze nie spodziewał się, że kilka lat później powstanie zupełnie odmienny stylistycznie album Achtung Baby na nowo definiujący brzmienie irlandzkiej grupy. Ale to inna historia, o której jeszcze napiszę, bo jest niewątpliwie o czym...
***
Rattle and Hum, czyli po polsku Szczęk i warkot (tak prawdopodobnie, o ile pamiętam, przetłumaczył ten tytuł Wojciech Mann) dokumentuje trasę koncertową U2 po Stanach Zjednoczonych, promującą wspomniany wcześniej album The Joshua Tree. Jest to niezwykła opowieść, która niewątpliwie odbiega od pewnych standardów, jakie obowiązują w dokumentalnych filmach muzycznych. Oprócz bogatej i na swój sposób różnorodnej warstwy muzycznej mamy również okazję poznać Amerykę lat osiemdziesiątych XX wieku. Odkrywamy na nowo dlaczego ćwierć wieku temu Ameryka zafascynowała chłopaków z U2. Dodam iż nie ma mowy o American Dream, lecz o miejscu będącym zlepkiem różnych kultur i odmiennych idei. Tak więc nie tylko wywiady i koncerty, ale co ważne inne spojrzenie na społeczeństwo amerykańskie i jego kontakty z kulturą, zarówno tą masową, jak i lokalną, w pewnym sensie folklorem. Mamy również okazję poznać korzenie muzyki bluesowej i rockowej zbliżające do siebie Irlandczyków i Amerykanów. O swoich irlandzkich korzeniach kulturowych i muzycznych nie zapominają również chłopacy z U2, czyli Bono, The Edge, Adam Clayton i Larry Mullen Jr. Jesteśmy świadkami zbliżenia dwóch kultur w sposób niezwykle naturalny bez jakiegokolwiek patosu. Po prosu słowa, obraz i dźwięk. Bez przesadnego upolitycznienia opowiadają o ówczesnych problemach Irlandii Północnej, a także o podłożu wrogości między Anglikami i Irlandczykami, spotęgowanej różnicami religijnymi. Wracają do czasów klęski głodu ziemniaczanego jaki dotknął Irlandię i spowodowanej nim wielkiej emigracji do Ameryki w latach 1845 - 1850. Przy tych historiach, eksplorując amerykańską muzykę, przypominają, czy też na nowo definiują, czym jest Ameryka i jacy są Amerykanie. Wspaniałym hołdem jaki oddaje U2 muzyce bluesowej jest zagrany wspólnie z B.B. Kingiem utwór When Love Comes to Town. Świetna poruszająca muzyka, która na swój sposób jest nieśmiertelna. Kolejny utwór o którym warto wspomnieć w tej chwili to I Still Haven't Found What I'm Looking For wykonany w stylistyce muzyki gospel, kolejny ukłon oddany wielokulturowej Ameryce przez U2. Słuchając tego utworu i nie tylko tego daje się odczuć, że dzięki fascynacji Ameryką zespół dokonał pewnego transferu kulturowego nie traBelfast, cąc przy tym tożsamości. Sądzę, iż jest to wspaniały znak czasu, bowiem pomimo niezwykłego komercyjnego sukcesu jaki odniósł wtedy album The Joshua Tree, chłopaki z Irlandii nie poddali się owej komercji. Z innej strony Bono i jego grupa w utworze Bullet the Blue Sky widzą Amerykę w innych barwach, krytykują ją za udział w konfliktach zbrojnych. Do napisania tego utworu zainspirowała ich interwencja zbrojna Stanów Zjednoczonych w Salwadorze. Obraz Ameryki nie oślepił naszych bohaterów, obok zachwytu nad różnorodnością i wielokulturowością, pojawia się także krytyka elit politycznych rządzących wtedy Ameryką, a zwłaszcza rządami Ronalda Reagana. Jeszcze warto wspomnieć o Where the Streets Have No Name, gdzie Bono porusza problem wewnętrznych podziałów i hierarchizacji społeczeństwa w stolicy Irlandii Północnej, Belfaście. Dochód mieszkańca i jego status społeczny można było ocenić po nazwie ulicy, którą zamieszkiwał... czy to czegoś nie przypomina?
***
Reasumując, czasami warto odbyć taką podróż sentymentalną w przeszłość i bez zażenowania oddać się refleksji, a przy tym posłuchać dobrej muzyki... polecam.
***